" Kochaj wszystkich. Ufaj niewielu. Bądź gotów do walki, ale jej nie wszczynaj. Pielęgnuj przyjaźnie."
~ William Shakespeare (Szekspir)
Obito był w połowie drogi razem z trzema ścieżkami. To zdecydowanie za długo, dlatego oboje mieli nadzieję, że szybciej pojawią się ich sprzymierzeńcy z tego zamku. Najlepiej Itachi, Hidan i Kisame. Oni najbardziej nadawali się do walki z Madarą.
Kolejne ciosy wyprowadzane w stronę Madary zdawały się być dla niego tylko nieporadną walką z ma-łym dzieckiem. Pain starał się chronić Konan z całych sił, choćby oznaczało to dla niego śmierć. Potęga z jaką się mierzył była nie do opisania. A do tego cholernie bał się o Konan, a w uszach dźwięczały mu jej ciepłe słowa „Odnajdziemy Heiwe”. Nadzieja, o tak, ta mała nadzieja była im potrzebna.
Pein rzucił się wszystkimi trzema ścieżkami, ale Madara w tym samym czasie przywołał Susano i zmiótł trzech przeciwników ruchem jednej ręki. Widząc, że są unieruchomieni ruszył w stronę kobiety, która za pierwszym razem sprawnie unikała jego uderzeń.
Jego susano wyciągnęło z pochwy długą katane, którą siekał na wszystkie strony, próbując trafić Konan. Była bardzo szybka jednak męczyło ją mozolne uciekanie przed wrogiem. Jej uniki stawały się coraz wolniejsze, a sama czuła jakby każde uderzenie miało przypieczętować jej życie. W jej głowie pojawiła się uśmiechnięta twarz jeszcze niewychudzonego Nagato, który wtedy nie zaznał tak wielkiego bólu. Następnie pojawiła się twarz jej ukochanego Yahiko, żywego Yahiko, bez kolczyków i rinnegana w oczach o surowym spojrzeniu, jego twarz rozciągała się w wielkim uśmiechu. Na koniec widziała twarz noworodka o pulchniutkiej twarzy, krótkich rudawych włosach i pięknych czekoladowych oczach, które zdecydowanie odziedziczyło po ojcu.
- Nie! – Głośny wrzask przerażonego mężczyzny wstrząsnął pomieszczeniem, gdy ciało kobiety przeszył ogromny miecz. Chyba wieki trwało nim Pein podniósł się z miejsca, a Madara zaczął wyjmować z niej miecz. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, spadanie Konan i szaleńczy bieg Peina by ją złapać. W ostatnim momencie chwycił ją w ramiona i delikatnie położył na posadzce, podczas, gdy za nim dwie ścieżki broniły ich przed Madarą.
Wokół niej cała podłoga zalała się krwią, a płaszcz pokrył się szkarłatem zlewając się kolorem z czerwonymi chmurkami. Nie mógł uwierzyć, że trzyma w ramionach umierającą Konan. Chciał by to było kolejnym koszmarem jaki go nawiedzał od tylu lat. Patrzyła na niego z delikatnym uśmiechem na twarzy, a w jej oczach jeszcze tliły się iskierki życia.
- Moje dziecko. Heiwa. – wycharczała, a on wsłuchiwał się w każde jej słowa, wiedząc, że to zapewne jej ostatnie. – Znajdź ją i spraw by była bezpieczna z tobą, proszę, bądź dla niej ojcem i wsparciem.
- Wiem, rozumiem. – powiedział, patrząc z boleścią, jak ledwo oddycha.
- Nagato… zawsze byłeś dla mnie jak brat, kocham cię, spraw by ten świat w końcu zażegnał wojny, a powitał pokój. – I wtedy zamknęła oczy, zapadając w wieczny sen, a tuż za nim pojawili się ludzie. To byli Akatsuki. Pierwszą osobą jaka do niego przybiegła była Sakura, która jak oparzona zaczęła sprawdzać co z Konan, patrzyła na puls, nasłuchiwała bicia serca i zdjęła z niej płaszcz, lecząc ranę. Po jej policzkach spływały łzy, a na czole pojawiła się piecześć, która rozrosła się po całej jej twarzy liniami.
- Co ty robisz? – spytał łamiącym się głosem. – Ona umarła.
- Jeszcze nie! Jej puls jest ledwo wyczuwalny, mocno się wykrwawiła, ale jeśli uda mi się zatamować krwawienie to będzie dla niej szansa. – powiedziała na jednym wdechu, a Pein wytrzeszczył oczy ze zdu-mienia.
- Możesz ją uratować?
- Szanse są nikłe, ale jednak są. Wy zajmijcie się walką, a ja zajmę się Konan!
- Liczę na ciebie!
Haruno skupiła się maksymalnie, wkładając całą swoją chakre w zasklepianie rany. Była ona paskudna, jednak nie takie cuda działy się w medycznych punktach. Leczono rannych, gdy ci byli na granicy śmierci tak jak ona i wychodzili z tego cało. Jeśli tylko ona włoży w to całą swoją siłę możliwe, że może jej się udać.
Akatsuki mierzyło wzrokiem Madare, chcąc ocenić na ile zdolna jest ta legenda, tym samym on sam oceniał zdolności każdego z nich. Wszyscy nagle oderwali się od siebie wzrok i jak na zawołanie spojrzeli na zakręt korytarza tuż za Madarą. Słychać było miarowe kroki, ktoś się do nich zbliżał nikt nie miał wątpliwości, że to na pewno wrogowie.
W tym samym czasie, kiedy zza korytarza wyszło dwoje ludzi, tuż przed nimi ni stąd ni zowąd pojawiły się cztery osoby w czarnych płaszczach w czerwone chmurki. Były to pozostałe trzy ścieżki razem z Tobim, który jak zawsze przyodziany był w swoją pomarańczową maskę.
- Obito. – powiedział Madara, gdy zobaczył zamaskowanego człowieka. – Chyba nie ma sensu już się kryć, co?
Jak na zawołanie Tobi, który była nazwany przez Madare „Obito” zdjął maskę, ukazując połowę zniszczonej twarzy. Oko osadzone na zniszczonej części twarzy było normalne, Sasuke rozpoznawał skądś ten kolor, do złudzenia przypominał kolor tęczówek Kakashiego, jednak szybko wyrzucił ten pomysł z głowy, drugie oko zaś miało załączonego Sharingana.
Wszyscy przypatrywali się jego prawdziwej twarzy z niemałym zdziwieniem.
- Czy on cię nazwał Obito? – spytał Sasuke, na co spytany tylko kiwnął głową.
Wkrótce jednak cala ich uwaga przeniosła się na dwie tajemnicze postacie, które przystanęły obok Madary. Jedną z nich była piękna kobieta o czarnych włosach i niebieskich oczach, odziana w fioletowy, rozpięty płaszcz i w tych samych kolorach krótkie kimono. Jej towarzyszem był mężczyzna z długimi czarnymi włosami, upięte w kucyk. Miał tego samego koloru oczu, typowe spodenki shinobi i bluzkę na której na prawym ramieniu wygrawerowany był herb klanu Uchiha.
- Hiroe. – wysyczał Obito, na co ten uśmiechnął się perfidnie, jednak najwidoczniej nie miał ochotę na pogawędkę ze swoim znajomym, gdyż zaraz bezpośrednio swoją twarz skierował ku Madarze.
- Chyba na dzisiaj skończył ci się limit zabaw, Madara. Pozwól, że teraz Nemuri i ja zajmiemy się resztą.
- Jak śmiesz mi rozkazywać Hiroe, chyba nie przyzwałeś mnie tu tylko po to, byś mi mógł rozkazywać?!
- Właśnie taki był plan, marnujesz mi tylko chakre, więc jak na razie po prostu niech twoja dusza odpocznie. – Wykonał kilka pieczęci, a ciało Madary popękało i rozsypało się w kupkę piachu.
- Hiroe, dlaczego go odwołałeś? Mielibyśmy łatwą wygraną! – szepnęła kobieta do swojego towarzysza.
- Ta technika ciągnie zbyt dużo chakry, a po za tym… skurczybyk ma zbyt blisko rinnegana, mógłby mi się wymknąć spod kontroli. – powiedział, po czym uśmiechnął się do swoich wrogów. – No to teraz zostaliśmy sami.
Hiroe załączył sharingana i przystąpił krok do przodu.
- Nie przypominam go sobie. – powiedział Sasuke do Itachiego, również załączając swój kekkei genkai.
- Byłeś bardzo mały, gdy odszedł z wioski. – odparł mu jego straszy brat. – Był silnym shinobim, a do tego spoufalał się z Orochimaru. Nie można go lekceważyć.
- Ja, Itachi i Sasuke się nim zajmiemy. – zadecydował Obito.
- Ja również się nim zajmę. – powiedział Pein.
- W takim razie nam pozostaje kobieta. – powiedział do Hinaty, która tylko kiwnęła głową. Hyuga zauważyła tutaj brak pewnej ważnej dla niej osoby. Deidary nigdzie nie było, dlatego strasznie się przestraszyła. Myśl, że jego również mogłaby stracić przerażała ją i paraliżowała.
- Gdzie Deidara? - Jej oddech stał się płytki, gdy czarne myśli zalewały jej głowę. Czuła jakby odpływała. Zapomniała o Deidarze. O jej Deidarze! Jeśli coś mu się stało…
Usłyszała za sobą kroki, a chwile później gruby i mocny głos Kakuzu.
- Jest tutaj, przybyliśmy chyba troszkę za późno. – Hinata odwróciła się i ujrzała skąpca, który podtrzymywał Deidare. Nie miał dużo ran, ale wydawał się wycieńczony. Dziewczyna natychmiastowo do niego podbiegła i rzuciła mu się na szyję, na co on zachwiał się niebezpiecznie, ale ostatecznie utrzymał równowagę i objął ją w tali.
- Cieszę się, że żyjesz. – szepnęła w jego tors.
- Co prawda nie mam się najlepiej, ale żyję. – Uśmiechnął się szeroko i rozglądnął się w kółko w poszukiwaniu osoby, która ma zaraz zepsuć im chwilę zbliżenia. – Gdzie stary zgred?
Poczuła jak Hyuga się wzdryga i głośno przełyka ślinę, spojrzał pytającym wzrokiem w stronę Nishi, ale ta tylko pokiwała przecząco głową. Od razu zrozumiał co to oznacza. Ścisnął Hyuge mocniej i wtulił się w jej hebanowe włosy.
- Wszystko będzie dobrze. – szepnął.
Ich chwila zbliżenia nie mogła jednak trwać wiecznie, została zakłócona przez nikogo innego jak Kakuzu.
- Przestańcie się operdzielać! Hyuga razem ze swoją przyjaciółką pomóż leczyć medyczce, trzeba jeszcze pomóc Deidarze i Sasoriemu.
Kiwnęła głową i razem z Nishi zaprowadziły Deidare do reszty rannych ludzi.
Hidan, Kakuzu i Nico stanęli przeciw kobiecie, która jak się okazało posługiwała się biegle elementem błyskawic. Hiroe natomiast okazał się silnym przedstawicielem klanu Uchiha, miał rozwinięty Mangekyou Sharingan i potrafił utworzyć Susano, które teraz walczyło przeciw Susano Itachiego i Sasuke. Ostateczna walka okazała się być łatwa, gdy całe Akatsuki zjednoczyło się razem. Idealnie się ze sobą zgrali sprawnie wyprowadzając techniki i łącząc je ze sobą. Jeszcze nigdy nie byli tak zgrani jak w tym decydującym momencie. Potęga Hiroe i Nemuri nie mogła się równać z ich współpracą i umiejętnością. Walka okazała się być przesądzona, Nemuri została obezwładniona tak samo jak Hiroe.
To Obito zdecydował się zadać ostateczny cios Hiroe. Kiedy on leżał gapiąc się w sufit i czekając na ostatnie tchnienie, Obito podchodził do niego zdecydowanym krokiem z kunaiem w ręku. Jednak nim zadał ostateczny cios przed drogę wbiegła mu Nemuri, która ostatkiem sił osłoniła go swoim ciałem, zaciskając powieki.
- Nie zabijaj go, proszę! – jęknęła, patrząc prosto w oczy Obito, oczekując od niego litości.
- Hiroe naraził nie tylko moją organizację, ale również i cały świat i na pewno zrobi to drugi raz, jeśli teraz z nim nie skończę. – powiedział twardym głosem.
- Więc ja również zginę z nim.
- Ty nie musisz umierać, kobieto, mnie potrzebny jest tylko on. – odparł Obito, jednak nim zdążył jakkolwiek zareagować Nemuri położyła się na nim i ostatkiem sił wezwała błyskawice, która przeszyła ich ciała. Niemal od razu ich oczy zmatowiały. Obito tylko wzruszył ramionami i sprawdził puls obydwu. Martwi.
- Piękna śmierć. – szepnęła Nishi. – Ta kobieta musiała prawdziwie go kochać.
- Chyba masz rację. – odparła Hyuga, zawijając ostatnie bandaże na ciele Deidary.
Wreszcie walka dobiegła końca i wszyscy razem będą mogli wrócić do domu, każdy odczuł dotkliwą stratę w postaci Kisame, jednak nie można stać w miejscu i się zamartwiać, trzeba przeć do przodu. Tak właśnie pomyślała Hinata, która pokochała Mistrza jak swojego ojca.
Pein podszedł do leżącej Konan i dalej klęczącą nad nią Sakurą, która robiła jej teraz zimny okład. Rana była zabandażowana, a jemu wydawało się, że nawet słyszy oddech kobiety.
- Co z Konan? – spytał cicho.
- Żyje… - powiedziała z grymasem na twarzy.
- Ale?
- Ale zapadła w coś podobnego do śpiączki po utracie tak dużej chakry, resztka chakry samoistnie starała się utrzymać ją przy życiu, tak więc organizm zapadł w głęboki sen.
- Ile taka „śpiączka” może trwać?
- Najdłużej rok, ale myślę, że potrwa to krócej. Teraz trzeba ją jak najszybciej podłączyć do kroplówki i respiratora, macie te dwie rzeczy?
- Tak, są.
- No to trzeba jak najszybciej ruszać.
Pein wkrótce zwołał całe Akatsuki i rozdzielił na dwie grupy. Jedna miała wracać do kryjówki, a druga przeszukać cały zamek. Już niedługo wszyscy z powrotem znowu będą w domu.
Hejka!
Wracam po długiej nieobecności, ale w końcu jestem!
Konan chciałam zabić, jednak zdecydowałam się w końcu na pozostawieniu jej przy życiu :)
Rozdział byle jaki, ponieważ walki mnie przytłaczały i nie potrafiłam tak naprawdę nic z siebie wydobyć, ostatni raz zabieram się za walki, jest to dla mnie zbyt duże wyzwanie, którego jednak nie dam rady wykonać. Przepraszam za tą "byle jakość". Mam nadzieję, że nie zanudziłam was i nie zawiodłam, aż tak bardzo jak sądziłam.
Pozdrawiam i do następnego! (tym razem postaram się, by był szybciej)
Witaj! Taaak, nie ma to jak pisanie komentarza o 1. w nocy ^ ^
OdpowiedzUsuńHoshi: Taaak, zgadzam się xD
No weź... mimo poufnych-pilnie-tajno-federalnych informacji o Konan i tak miałąm wrażenie, że umrze... dobrze rozegrane ;) *Voldzio puszcza ci oczko xD*
Fajne też wprowadzenie tego Hiroe i Nemuri... jak to określiła Nishi naprawdę "Piękna śmierć", szkoda tylko, że taka krótka... znaczy nie, żebym im życzyłą cierpienia, ale... ech, wiesz o co mi chodzi xD
W ogóle krótkie i dupa >___< Chcę więcej!!! AJ WONT MORRRR xDXDXD daj mi more this opka xD
... cóż, na tym chyba skończę, bo widzę, że wprawianie mózgu w ruch o 1. raczej mi nie służy xD
No to pozdro, loffki xD <3<3 xD
Werka&Hoshi JOŁ
Ja to znam twoją szybkość, więc wiesz nic nie obiecuj xDD
OdpowiedzUsuńPo za tym rozdział w chuj krótki... :'(
Przykułam cie do krzesła i biurka na 10 godzin i napisałaś tak krótki rozdział ;__; Zrobiłaś to specjalnie. lamo +_+
Więc walki były całkiem spoczii :D Odwołanie Madary, no ładnie, a jakby zdołał się wydostać z edo-tensei to..? Dupa, wtedy byłby potrzebny Naruto XD
Ale i tak kocham Madarę <3
Przechodzę do śpiączki Konan, TO DZIĘKI MNIE NIE UMARŁA< TO JA CI DUPĘ TRUŁAM I JESTEM ZAJEBISTA *___________*
Po za tym spoko była śmierć Hiroe i Nemuri, pokazuje, że nawet źli mogą kochać <3 Przynajmniej Nemuri.
Spodziewam się, iż rozdział 41 będzie mnie powalała swą długością ;) Ohhh co ja piszę >.< XD
Pozdrawiam cie XDD Choć jestem u cb xD
~~ Noriko Kureiji and Starrk
okej, dzieki temu opowiadaniu smialam sie jak glupia, mialam lzy w oczach, bylam podekscytowana i robilo mi sie goracoXDD
OdpowiedzUsuńkyyaaaaa! *o* swietne opowiadanie!
sasosaku z dodatkiem sasusaku, kurcze! *-*
czekam na nastepny rozdzial i, matkoboskojakietogenialne, weny zycze!
sciiiiiskam,
m.
ps: swoim sasosaku potrafisz dobrowadzic do obledu, kyyyyaaa!