środa, 27 maja 2015

39 rozdział

"Nasza zemsta nikogo nie upokarza tak, jak nas samych."
~ Henryk Mann
Nie mogła powstrzymać potoku łez, które napływały jej do oczu, nie mogła powstrzymać szlochu, który targał całym jej ciałem i nie mogła powstrzymać bólu jaki skuł jej wszystkie uczucia. Wspomnienia o mistrzu napływały z każdego zakątku jej umysłu, myśl, że teraz już nigdy w życiu nie zobaczy jego ciepłego uśmiechu i nigdy z nim nie porozmawia przytłaczała ją z sekundy na sekundę. Chciała się zwijać z bólu, chciała głośno krzyczeć, lecz coś w porę powstrzymało ją od zapadnięcia w letarg. Ten głos. Ten obrzydliwy głos.
- Stawaj do walki, a nie ryczysz, mała. – powiedziała Cornelia, a Hinata przez chwila patrzyła się w ciało mistrza z szeroko otwartymi oczami. Napłynęło w nią nowe uczucie, tak silne, że odkryła w sobie nowe pokłady energii. Nienawiść. Chciała ją zabić, chciała ją zmieść z powierzchni ziemi. 
Wstała chwiejnie i otarła łzy, a jej myśli owładnęła mgła złości. Była pewna tego, co zamierza zrobić, była pewna, że ona jest na tyle wycieńczona, że może to zrobić. Może ją zabić. 
Wyjęła swoje dwie katany i ustawiła się do walki.
Patrzyła na twarz oprawczyni mistrza, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Na początku wydawała jej się piękną kobietą, teraz widziała w niej tylko obrzydliwą twarz mordercy. Hinacie nawet przez myśl nie przeszło, że zabijając ją, dla jej bliskich stanie się tym samym, że teraz zatacza tylko niepotrzebny krąg nienawiści. Nie obchodziło jej to nawet. Chciała tylko ją zabić. 
Nie zamierzała nawet się z nią cackać. Zamierzała od razu przejść do rzeczy. W prawej ręce dzierżyła Mizu, a w lewej Kori. Przeszła już dużo treningów z tymi broniami, znała je na pamięć, ich rękojeści idealnie leżały w dłoniach Hyugi. 
Poczuła przypływ energii i ruszyła z miejsca atakując najpierw lewą ręką. Zmroziło linie cięcia, wraz z mieczem Corneli, którym ta chciała zablokować atak. Natychmiast oderwała się od Hinaty i odskoczyła, widząc swój miecz, którego do połowy zmroziło. Młoda Hyuga nie zamierzała czekać, doskoczyła do przeciwniczki i tym razem zaatakowała prawym mieczem. Ta jednak obroniła się, a kiedy woda zaczęła porastać jej miecz, ten wciągnął całą ciecz łącznie z wcześniejszym mrozem.
Odskoczyła od niej.
- Tak myślałam, lód i woda, to po prostu przetransmutowana chakra, zamiany chakry dokonują dwa miecze, gdy tylko zetkną się z jakimś zbiornikiem, który wie kiedy i jak należy uwolnić jej strumień. Całkiem fajna broń, ale nie zapominaj, że mój miecz wysysa chakre. 
Hyuga zmarszczyła brwi. Nie obchodziła jej ta cała gadka, nie obchodziło jej to, że ona przejrzała działa-nie jej mieczy. To nie miało większego znaczenia. Chciała zniszczenia, chciała by zapłaciła za wszystko co zrobiła. Za śmierć jej mistrza.
Wysunęła do przodu dwie katany i złączyła je czubkami, transmutując swoją chakre. Wokół niej temperatura gwałtownie spadła. Z czubków mieczy wyleciały do góry dwa strumienie łącząc się spiralą ze sobą. Postawiła miecze na ziemi, przygniatając je butami, aby strumień chakry nie został przerwany i zaczęła tworzyć pieczęcie. 
- Zobaczymy jak szybko twój miecz potrafi chłonąć chakre. – powiedziała cicho Hinata, lecz Cornelia nie usłyszała tych słów. 
Hyuuga włączyła byakugana i przyjrzała się swojej przeciwniczce, widząc duży zbiornik chakry. Cornelia mogłaby użyć nin-jutsu, lecz tego nie robiła. Pycha zaślepiła ją do końca, chyba uważała, że Hinata nie jest dla niej żadnym przeciwnikiem. I bardzo dobrze.
Wykonała parę pieczęci po czym nakierowała strumienie wody i lodu wprost na Cornelie, która wyjęła swój miecz przed siebie, wciągając wszystko co leciało. Hinata rozdzieliła strumień na dwie części i zaatakowała nimi z dwóch stron Corneli. Nie mogła odbijać dwóch strumieni, jednak dla niej to się nie liczyło, uznała, że jeśli trafi ją zimny strumień, na który się odsłoniła to zaraz po tym jak zamarznie, to pochłonie to co ją porasta i wyjdzie zwycięsko. Tak bynajmniej sądziła. 
Obroniła się przed strumieniem wody, wciągając cały czas chakre, jednak lód zamroził ją do połowy. Hyuga wzięła w dłonie obydwa miecze, tamując strumień lodu, lecz woda dalej brnęła w Cornelie. Musiała zakończyć to szybko, nie miała niekończących się pokładów chakry. Podeszła do Corneli, a ta przerażona zrozumiała, że Hyuga nie jest głupia by dawać jej chwilę wytchnienia, nie jest głupia by cieszyć się walką, którą może przegrać, ona jest zaślepiona nienawiścią, jej zależy tylko na zabiciu. 
- Jeśli będziesz chciała się obronić przed mieczem, to będziesz miała bliskie spotkanie z wodą, jeśli natomiast będziesz broniła się przed wodą, ja przeszyję cię mieczem, jaką śmierć wybierasz? – Cornelia gapiła się na nią przez dłuższą chwilę, próbując wybrać swoją śmierć, po czym odsłoniła swoją lewą pierś, a prawą ręką dalej odbijała wodę. Wybrała miecz.
Hinata bezlitośnie wbiła miecz w serce, a krew prysnęła jej na twarz. Patrzyła w oczy Corneli, widząc jak matowieją, widząc jak dusza ulatuję z nich powoli. Nie zaznała spokoju, widząc jak umiera, chciałaby jeszcze cierpiała, cierpiała jak jej mistrz. Wyciągnęła miecz i wbiła po raz kolejny w jej klatkę piersiową, ale to było jeszcze za mało. Czemu nie krzyczy? Czemu nie cierpi?
Wpadła w trans, gdy tak wbijała miecz raz za razem, robiąc dziury w ciele, które już nic nie mogło po-czuć, dopóki jej ręka nie została zatrzymana.
Odwróciła się od Corneli i za sobą ujrzała załzawioną Nishi, która z trudem trzymała jej miecz. Cała złość z niej uleciała, pozostał tylko żal i smutek. Puściła miecz, który upadł z głuchym brzękiem i spojrzała na swoje dłonie, które były całe we krwi. Nie potrafiła zrozumieć co się z nią działo, teraz, gdy cała złość z niej uleciała, pozostał tylko palący żal. Upadła na kolana i zaniosła się szlochem, ukrywając twarz w zakrwawionych dłoniach. Nie potrafiła siebie zrozumieć, nie potrafiła nic ze sobą zrobić. Chciała tu zostać i czekać na śmierć. Czuła, że nic jej w życiu już nie zostało, czuła ogromną pustkę. 
Nie pomogło nawet, gdy poczuła jak dwoje ramion ją oplatają i szeptają słowa pocieszenia. Nie słuchała ich, dała się ponieść żalu, do momentu, w którym straciła wszystkie siły i odpłynęła. 
~*~
Obudziła się na tej samej zimnej ziemi, głowę jedynie miała wyżej, leżała na czymś miękkim. Tym czymś były kolana Nishi, która głaskała ją po głowie, uśmiechając się lekko do niej. Ale Hinata nie potrafiła się zdobyć teraz na coś takiego jak uśmiech. W myślach odtwarzała jej się od nowa scena umierającego Kisame, lecz w tym momencie nie mogła już płakać. Sama sobie tego nie postanowiła, po prostu już nie mogła. Leżała w bezruchu, patrząc gdzieś w dal, będąc myślami tylko z sobą. 
Chciała go znowu zobaczyć, chciała się koło niego położyć i może wtedy usłyszałaby jego zgryźliwą uwagę, może jednak on jeszcze żyję, może to był straszny sen! Podniosła się do pozycji siedzącej z nadzieję, szukając jego ciała, lecz oprócz do połowy zamrożonego i poharatanego ciała Corneli nikogo nie zauważyła.
- Gdzie Kisame-san? – krzyknęła histerycznie, głos jej zlał się z piskiem, a tętno przyśpieszyło. Wpadła w panikę, nie mogła normalnie funkcjonować.
- Uspokój się Hinata, Nico zabrał je w bezpieczne miejsce. – mówiła spokojnie Nishi, lecz Hinaty to wcale nie uspokojałao, dalej trzęsła się i wołała imię swojego mistrza. – Chcesz go zobaczyć? – spytała ostrożnie i dopiero wtedy Hyuga spojrzała na nią i kiwnęła głową. 
Z pomocą Nishi wstała i dalej była przez nią prowadzona. Trudno jej było chodzić, brak siły jaki ją nawiedził był niedopisania, czuła jakby zaraz znowu miała zemdleć. Za drzwiami w jakimś małym pomieszczeniu z jednym oknem leżał Kisame, a światło wschodzącego słońca padało wprost na niego. Nie zwracała uwagę na Nica, który stał tuż obok niego.
Padła obok ciała Kisame i ułożyła delikatnie głowę na jego klatce piersiowej, nie czując jak się unosi. To było straszne, to było brutalne, ale to sprawiło, że powróciła do rzeczywistości. Musiała wziąć się w garść! Przyjaciele na nią liczą, przyszła tu po to, by uwolnić Nishi i Nica, a Kisame zginął śmiercią bohaterską. Był wspaniałym człowiekiem i nie chciałby, by Hinata zachowywała się tak jak teraz.
Wzięła parę głębokich oddechów i podniosła się tym razem o własnych siłach. 
- Nico, zapieczętuj ciało. – Rzuciła mu zwój. – Musimy odnaleźć resztę, powiadamiając ich, że możemy stąd iść. – Jej wzrok był poważny i hardy. Wydawała rokazy pewnie, jak nigdy wcześniej.  Może wcześniej się bała, a teraz nie zostało jej już ani krzty strachu. 
Bliźniacy przytaknęli głowami.
~*~
Itachi i Sasuke stali przed tajemniczą kobietą w ciszy, czekając, aż ona coś powie, lecz jak na razie tylko ich lustrowała wzrokiem. W końcu młodszy Uchiha nie wytrzymał.
- Co masz na myśli, że będzie martwa? – warknął.
- Członkowie naszej organizacji nie są tacy słabi, jak ci których tu pokonaliście, na pewno znalazł się ktoś, kto już ją zabił. Ale nie przyszłam tu po to, by rozmawiać o waszej dziewczynie, chciałabym wam złożyć propozycje. Chciałabym byście do nas dołączyli.
Zapanowała długa cisza, który przerwał kpiący śmiech Sasuke.
- Daruj sobie, nigdzie się z Akatsuki nie ruszamy. – powiedział pewnie młodszy Uchiha, na co Itachi tylko przytaknął, nie chcąc się zanadto udzielać. 
- A zatem nic tu po mnie. – I po prostu zniknęła, zostawiając po sobie parę świecących się iskierek. Bracia nie interesowali się jak to zrobiła. Zaraz wybiegli z pomieszczenia, szukając ich małej towarzyszki. 
~*~
Sakura i Hidan starali się odnaleźć drogę, którą podążała Sakura jeszcze z braćmi Uchiha i Sasorim, miała tam nadzieję odnaleźć Akasune. Chciała również odnaleźć braci, jednak nie wiadomo czemu o jako pierw-szym pomyślała o Sasorim. Możliwe, że dlatego, iż od początku był sam i miał mniejsze szanse w tym zam-ku, czających się wrogów. Musiała go szybko odnaleźć. 
Po kolejnym skrzyżowaniu korytarzu nareszcie rozpoznała drogę, po której jeśli teraz pójdą na wprost, to znajdą się na skrzyżowaniu, na którym Skorpion uratował jej życie. 
Instynktownie przyśpieszyła kroku, który z każdym metrem zaczął nabierać prędkości, aż w końcu przerodził się w sprint. Hidan wołał za nią, aby na niego poczekała, ale ona już nie słuchała. Z dala widziała góry kryształów. Nie zastanawiała się nawet skąd poznaję ten kekkei genkai tylko dalej biegła, wiedząc, że to tutaj Sasori stoczył walkę. 
Dotarła do kryształów i całkowicie zwolniła, łapiąc oddech. W końcu zdecydowała się obejść kamienie szlachetne i pod ścianą zobaczyła opartego o ścianę Sasoriego ze spuszczoną głowę. Wyglądał jakby już dawno umarł, więc Sakura dopadła się do niego i mocno potrząsnęła. Na szczęście tym razem Akasuna okazał się być żywy, gdyż po wstrząsach wkrótce zaczął uchylać powieki.
Oczy Sakury zaszkliły się i nim Skorpion zdążył cokolwiek wykrztusić, ta już obejmowała go, nie zwracając uwagi na otoczenie. Wkrótce poczuła jego ledwie wyczuwalne dłonie na tali.
- Mogłabyś… - Jego głos był cichszy niż zwykle i zachrypnięty, pomimo lekkiej zmiany napięła się jak struna, gdy zaczął mówić. Nie chciała przegapić nawet jednego słowa. - …mnie uleczyć?
Oderwała się od niego i dopiero zauważyła zadrapanie na prawym policzku, z którego poleciało trochę krwi, ale rana zaczynała krzepnąć. Postanowiła, że zajmie się tą szrama z boku, którą zyskał, gdy chciał ją uratować. Dopiero, gdy jej dłonie spowiła zielona chakra i mogła robić to, co umie najlepiej zyskała kontakt z rzeczywistością. Usłyszała coraz bliższe nawoływania Hidana, który wkrótce pojawił się obok nich, siadając po turecku. 
- Żeby tak się dać zmasakrować, spójrz na mnie albo na Sakure! To się nazywa mistrzostwo!
- Walczyłaś? – spytał Sasori, ignorując całkowicie wypowiedź Hidana.
Kiwnęła głową.
- To była krótka walka, nie zużyłam dużo chakry. – streściła, całkowicie pochłonięta leczeniem. 
- Idziemy teraz odnaleźć Sasuke i Itachiego? – spytał Hidan i zanim Haruno zdążyła odpowiedzieć tuż nad nimi stanęły dwie postacie, niosące za sobą mrok.
- Nie będzie takiej potrzeby. – odpowiedział starszy z braci.
Haruno natychmiast przestała leczyć i wstała, patrząc na nich zdziwiona. Myślała, że zanim ich spotka zdąży się przygotować na reprymendę, a nawet da radę opracować jakieś sensowne odpyskowanie. Jednak w takiej sytuacji była bezsilna. Zwłaszcza, gdy widziała te chłodne tęczówki Sasuke. To właśnie on wystąpił krok do przody i złapał ją za kołnierz płaszcza, przyciągając tak, że ich nosy prawie się stykały.
Z takiej odległości mogła policzyć każdą zmarszczkę jakie utworzyły się, gdy ściągnął brwi, mogła zoba-czyć tą wściekłość w jego oczach. Gdyby wokół niej nie było tyle świadków zaczęłaby się bać o siebie. 
- Czyś ty oszalała? – wysyczał. – Jakiej części słów „Zostań z nami i nie walcz”, nie rozumiesz? Naprawdę jesteś tak lekkomyślna, że trzeba cię pilnować na każdym kroku! Cholera! Ruszyłaś nawet bez topora. Ty przecież jesteś naprawdę chora! – Kontynuował długą wiązankę w jej stronę, a Sakura mrużąc oczy słuchała oniemiała jak młodszy Uchiha daję jej wykład. Pomimo nieprzyjemnych słów jakie od niego w tym momencie dostała, była szczerza zadowolona. W końcu pokazywał tym jak bardzo się o nią martwił, zależało mu na jej bezpieczeństwie, zupełnie jak za czasów drużyny siódmej. 
Skończył i myślała, że teraz ją puści i nie będzie się do niej w ogóle odzywał, jednak ten po zostawieniu w spokoju jej zmiętolonego kołnierza, przeniósł rękę na talie, a drugą na szyję i przyciągnął ją do siebie. Haruno nie mogła uwierzyć w sytuację jaka dosłownie przed chwilą się zadziała. Spodziewała się od Sasuke głównie reprymendy i nawet przez myśl jej nie przeszło, że w stanie jakim jest uda mu się okazać uczucia, a zwłaszcza przy wszystkich zgromadzonych. Choć przytulanie przed Sasorim mogło być kolejną formą zakładu. 
Po długiej chwili puścił ją i odsunął się na stosowną odległość, Itachi jak zawsze pozostał z tyłu, nie chcąc zanadto zbliżać się do jej osoby. Pomimo ich dość bliskich relacji i tak trzymał co do niej dystans, jakby nie zdawał sobie sprawę, że Sakura jest jego dobrą przyjaciółką. 
- Sasuke ma rację. – powiedział tylko. – Następnym razem wykonuj polecenia. 
- Pain powiedział, że możemy działaś na własną rękę, póki on nie wyda rozkazu. – burknęła. 
- Ale ja jestem twoim nauczycielem, przełożonym i skoro wszyscy, nie tyle co wydają rozkazy, a proszą, to powinnaś to sobie przyswoić. – drążył, lubiąc stawiać na swoim. Tym najwidoczniej chciał zakończyć temat i Sakura przyjęła to do wiadomości nie chcąc się z nim wykłócać.
- Dobrze, dobrze. – odpowiedziała i spojrzała na braci Uchiha. – Nie jesteście ranni?
- Nie. – Jednak zakrzepnięta krew i porwane płaszcze mówiły co innego. Sasuke i Itachi wyglądali jakby wyszli z klatki dzikich kotów. Zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć Sakura już wyciągała bandaże i sadzała ich na ziemi, by przypatrzyć się ich ranom. 
Kiedy Haruno skończyła wszystkich leczyć, tuż obok nich wyrósł biały Zetsu.
- Konan i Pein mają kłopot. Macie natychmiastowo się tam udać. Szybko! Za mną! – Wszyscy natych-miast poderwali się do biegu, zastanawiając się jak jedne z najsilniejszych osób w organizacji mogą mieć aż taki problem, że wzywają wsparcie. 

Nie jestem zadowolona z rozdziału, ponieważ nie sprostałam zadaniu jakie sobie postanowiłam. Chciałam, aby w tym rozdziale była walka Madary i wgl i *biiiip <taaak to był spoiler xD>*...
Ech... ta walka mnie dobija ._. Nie potrafię ocenić jak silny jest Nagato i w jakim stopniu mógłby sprostać Madarze. Zapewne wymigam się od tej walki ._.
Jak zawsze oczywiście nie ma mnie milion lat i jak zawsze was o to przepraszam, to końcówka roku, a ja się nie poprawiam, także postaram się częściej zasiadać do poczciwego laptopa i coś poklikać na klawiaturze.
To chyba wszystko... pewnie będę robiła Edit ._.
Buzia ~!

4 komentarze:

  1. super rozdział nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne, zachowanie Hinaty powala z nog, ktoby sie spodziewal ze z niej kobieta pelna zemsty. A Sakuta tez nieczego sobie no szkoda ze usmiercilas Kisame i to wielka szkoda ale jak dla mnie to na wiecej rozdzialow czekam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, szkoda że Kisame umarł :-( Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nowy rozdział :) bo ten był zaje***ty <3333 ???

    OdpowiedzUsuń