czwartek, 16 kwietnia 2015

38 rozdział

To dość wyjątkowy rozdział, a pasowały mi do niego dwa cytaty, więc zrobię wyjątek i dam dwa teksty. 
"Osłaniam cię, jestem tuż za tobą 
 Idź sama do przodu, jestem tuż za tobą 
 Byłem w tych chwilach, które już za tobą
 I będę na zawsze, będę na zawsze."
~ Mezo - Tuż za tobą
"A ty nie płacz za mną, a ty nie płacz po mnie 
 bo gdybym się nie obudził, będę tam gdzie ogień płonie
 [...] 
 Walcz o jutro, znaczenie wspomnień 
 nie podaj mej walki, intencje miej godne..."
~ Kali - Gdybym nie zdążył 
Niemal każdy spojrzał ze zdziwieniem na Haruno. Ona sama by tak na siebie spojrzała, gdyby mogła. Pomimo swoich wewnętrznych żalów i płaczów, zachowała hardą minę i spoglądała piorunującym wzrokiem w stronę Zetsu. Musiała stanąć do walki. Inaczej Hidan i ona by nie przeżyli. Teraz mają większe szanse, a ona  wykorzysta jak najmniej chakry. W razie potrzeby Kisame jej trochę użyczy. 
Zastanawiała się do czego jest zdolna Czarna Strona. Nigdy nie widziała go w akcji, zazwyczaj komentował i obserwował, a oto nagle staję do walki. Musiała spodziewać się wszystkiego. W końcu sam jego wygląd budził przerażenie. 
- Dasz sobie radę, mała? – spytał Hidan, nie spuszczając wzroku z Keiego. Sakura przełknęła ślinę i kiwnęła głową.
- Tak, nie przejmuj się mną i skup się na walce. – poradziła mu, a on kiwnął głową. Założyła swoje czarne rękawiczki i przeklęła Itachiego za zabrany zwój z bronią. Musi korzystać ze swoich starych technik oraz paru nowych, niedawno poznanych z elementu ognia. Miała nadzieję, że nie będzie tak źle, albo chociaż, że nie umrze. 
Podniosła hardo wzrok na swojego przeciwnika, chcąc dać mu do zrozumienia, że się nie boi. Po tym jak po raz kolejny odetchnęła, zdając sobie sprawę, że nie ma nic do stracenia, rzeczywiście tak było. Przestała się bać. Uśmiechnęła się zwycięsko, niemalże tak jakby już triumfowała. 
- Mokuton: Tekunikku chika*! – Zarówno z białej strony jak i z czarnej wyrosły korzeniowe macki, na tym jednak technika ta nie poprzestawała. Grunt pod jej stopami zaczął się załamywać, gdy kolejne korzenie wylatywały na powierzchnie, starając się ją trafić. Haruno unikała sprawnie wszystkich ataków, bacznie przyglądając się miejscom, skąd wyrastają. Balansowała pomiędzy nimi, biegała po korzeniach, by one same rzucały się na siebie i plątały. Jednak Zetsu sam nie był głupi jego ataki były mocno precyzyjne, a ilekroć korzeń się zaplątywał to albo coś z tym robił, albo przywoływał kolejne. 
Haruno nabrała rozpędu po jednym grubym korzeniu i wykonała wyrzut w górę, po to by mieć dobry widok na całą arenę walki. Użyła chakry w stopach i uczepiła się sufitu, robiąc w mgnieniu oka pieczęci. 
- Katon: Gōkakyū no Jutsu! – Z jej ust poleciała ogromna kula ognia, pochłaniająca parzącymi językami wszystkie swoje cele. Technika udała jej się perfekcyjnie, zakryła idealny obszar, duży, ale nie na tyle by przeszkadzać Hidanowi w walce. Była dumna z dobrze wykonanej techniki, poczuła, że ma szansę w tym pojedynku. Płomienie wypaliły korzenie, jednak nigdzie nie było śladu po Zetsu. 
Haruno patrzyła niespokojnie po całym pomieszczeniu, wiedząc, że to na pewno nie koniec walki. Omal nie wrzasnęła, kiedy tuż za nią wyłonił się czarny Zetsu, przykładając sztylet do gardła.
- Myślałem, że jednak jesteś bardziej wartościowa. – powiedział, a Sakura prychnęła.
- Bo jestem. – Żaden plan nie przychodził jej do głowy, jeśli się ruszy to będzie miała poderżnięte gardło. Musiała działać szybko i sprawnie. Albo działać na zwłokę, musiała zając go rozmową. – Nie wiesz wszystkiego o moich umiejętnościach. 
- Wiem, przyglądałem się twojemu treningowi, tak samo jak młodej Hyudze.
- Lecz nie obserwowałeś moich treningów w Konosze. – Nie zauważył jak Sakura wyciągnęła linkę, którą za pomocą chakry zaczepiła o sufit za nim i tak robiła z następnymi, zajmując go dalej rozmową.
- Dobrze wiem, że nie nauczyłaś tam się niczego oprócz kontroli chakry i technik medycznych.  
- Skąd? Widziałeś?
- Nie, po prostu próbujesz grać na zwłokę. – powiedział, lecz chyba miał na myśli, że odkłada swoją śmierć na później. 
- I tu się mylisz. Nauczono mnie tam moich pierwszych taktyk bitewnych oraz rozwinęli inteligencję i czujność, która mogłaby ci się przydać. – Zaczepiła ostatnią linkę i wzięła głęboki oddech.
- O czym ty mówisz? Ja jestem zawsze czuj…
- Kawarimi no Jutsu! - wrzasnęła Haruno i zamiast niej pojawiło się małe drewnienko, które spadło na ziemię, roztrzaskując się. Pojawiła się nieco dalej przed nim i pociągnęła za wszystkie linki, które dobrze rozmieszczone związały Zetsu tak, by ten nie mógł ruszyć nawet palcem.  Sakura uśmiechnęła się, widząc zdziwioną i urażoną twarz Zetsu. Nie zdążył nawet się schować lub cokolwiek zrobić. Sakura przełożyła linki do ust i szybko robiąc pieczęcie wrzasnęła: - Katon: Ryūka no Jutsu!
Po linkach z prędkością światła pełzły płomienie, które w mgnieniu oka otoczyły całego Zetsu. Kiedy Sakura przerwała linki i palące ciało Zetsu upadło na podłogę, ta uśmiechnęła się triumfalnie, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Wygrała, naprawdę wygrała. 
Jednak pomimo, że już czuła ogarniające ją szczęście i ulgę, również myślała trzeźwo. Podeszła do palącego się ciała Zetsu i wyjęła specjalny zwój, w którym można było zapieczętować praktycznie wszystko. Martwe ciała, włącznie. Zetsu był dziwnym człowiekiem, o ile nim w ogóle był. Jego ciało przyda się by zidentyfikować go oraz zabić, bo możliwe, że teraz jest tylko unieszkodliwiony. 
Szybko dokonała pieczętowania i spojrzała w stronę Hidana, która nie radził sobie, aż tak źle. Pomimo powierzchownych ran na ciele nie widać było szczególnie trwalszych obrażeń. Kei i Hidan prowadzili dziwną walkę, z przyzwyczajenia otwarcie atakowali, jednak zaraz przywracali się do porządku, wiedząc, że mogą być odkryci i mogą ucierpieć. Zazwyczaj walczyli z przeciwnikami jak chcieli i nie musieli się martwić obrażeniami, dlatego ta walka wyglądała jak mieszanina brutalności z delikatnością. 
Kiedy Sakura przyglądała się już coraz dłużej pojedynkowi pojęła, że to Hidan prowadzi. Najwidoczniej okazało się, że Kei już nie jest od niego silniejszy. Cieszyła się widząc uśmiech na twarzy siwowłosego, jeśli zaraz wygra to mogą wyruszyć na poszukiwanie Sasoriego i braci Uchiha. 
Hidan za to od kiedy tylko objął prowadzenie zaczął się bawić swoją ofiarą. Pastwił się nad nim pokazując mu jak bardzo wydoroślał i jaki stał się silny. Jednak swego czasu Kei był jego dobrym przyjacielem. Zlitował się nad nim i w końcu wbił kosę w jego serce.
Ten posłał mu ostatnie, rozbawione spojrzenie i padł na ziemię. Hidan zarzucił kosę na ramię i odwrócił się w stronę Sakury, uśmiechając zwycięsko.
- I co mała? Widzisz kto tu rządzi?
Haruno poklaskała symbolicznie i potaknęła głową, udając dumę, chociaż nawet nie musiała. Rzeczywiście była z niego dumna.
- Niesamowite osiągnięcie, panie Hidanie, ale nie pora i czas na gratulację. Musimy znaleźć Sasoriego, Sasuke i Itachiego.
- Wydawało mi się, że szukamy tych bliźniaków.
- Ale najpierw poszukamy tamtych. 
- No dobra, niech ci będzie, o wielka królowo.
- Och, zamknij się. – powiedziała, lecz mimo to uśmiechnęła się przyjaźnie, gdy razem ruszyli, szukając zaginionych towarzyszy.
~*~
Strata jednej ręki była dla Kisame ogromnym ciosem. Osłabiony musiał się posługiwać Samehadą jedną ręką, a do tego znosić ból. Nadal zamroczony chwiejnie unikał ataków Corneli, która po niedotlenieniu coraz lepiej się czuła i jej ruchy nabierały lekkości i swobody. Hinata obserwowała uważnie każdy ruch dwójki przeciwników, jednak walka zamieniła się w prawdziwą rzeź. Kisame najwidoczniej uważał, że nie ma nic do straty, więc odsłaniał się jawnie, ale za to siekał mieczem na tyle groźnie, by Cornelia nie miała szans na zaatakowanie go. Pomimo, że był to głupi i ryzykowny styl walki to jednak jemu szedł on doskonale. Jeśli tak dalej pociągnie to od razu wygra. 
Jednak Cornelia w wieczność również nie zamierzała się bać jego jawnych ataków. Nauczyła się ich unikać, a i również sama zaczęła ciąć, kiedy tylko Kisame zamachiwał się mieczem i odsłaniał. Hinacie nie podobała się ta walka. Ta cała Cornelia była zbyt silna. Choć była już zdecydowanie zmęczona, to jednak jej ruchy pozostały dalej precyzyjne. Kisame za to nie trzymał się najlepiej i cholernie się o niego bała. Starała się cały czas wierzyć, że to po prostu trudny przeciwnik i nie minie chwila, a wyciągnie jakiegoś asa w rękawie, ale jakoś to nie następowało.  Z minuty na minutę obawiała się o niego coraz bardziej, nawet jeśli Cornelia zyskiwała nowe rany, to Kisame miał ich zawsze dwa razy więcej.
Ręka to już ogromna strata. Nie może używać nin-jutsu, a do tego swój miecz musi utrzymywać mniej sprawną dłonią. 
Wymiana mieczy robiła się coraz straszniejsza i Hinata po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że jej mistrz może nie wyjść zwycięsko z tej walki. Zacisnęła powieki i przyłożyła dłonie do piersi, rozpoczynając cichą modlitwę. Starała się wierzyć, że jej mistrz jednak wygra, ale zdawałoby się, że wynik już został przesądzony.
Odskoczyli od siebie na chwilę i teraz mogła się przyjrzeć swojemu mistrzowi. Rany miał niemal na całym ciele, z odciętej ręki sączyła się krew. Nie wiedziała czemu, ale przypomniała sobie jak jej mistrz uczył ją walki mieczem. 
„ – Jeśli stajesz do walki z mieczem musisz pamiętać jedno. Teraz nie walczysz sama. Pokaż mi rękę, która jest według ciebie sprawniejsza. – rozkazał jej, a ona podniosła prawą dłoń. – Doskonale. A więc weź prawą nogę do przodu i trzymaj w jednej ręce miecz. Wystawiasz lekko do przodu tą samą nogę, co rękę w której trzymasz miecz, robisz to by mieć lepszy zasięg. – powiedział i pokazał jej o co mu chodzi. Najpierw wychylił do przodu lewą nogę, a prawą rękę z mieczem, by zaprezentować jej, że ma już słaby zasięg i nie może dosięgnąć tak daleko jak sięgałby z prawą nogą. – Miecz trzymasz tak, by jego czubek zakrywał ci twarz przeciwnika. Jeśli będziesz trzymała miecz normalnie to wróg oceni długość twojej broni, co może być kłopotliwe. Nadgarstki nieruchome, tniesz po skosie. Łapiesz?
- T-tak! – zakrzyknęła.
- W raki razie pokaż czego cię nauczyłem!
Wystawiła do przodu prawą nogę i prawą rękę, ustawiła czubek miecza na twarz manekina, po czym ruszyła na kukłę i ścięła ją po skosie. Aż sama się zdziwiła, że tak dobrze jej poszło. Nim się odwróciła kątem oka spostrzegła uśmiech mistrza. Był on tym jednym z niewielu. Tym prawdziwym. Trwał tylko przez chwilę, ale Hinata czuła jakby uśmiechał się tak do niej cały czas.
- I jak? – spytała, oczekując pochwały.
- Ujdzie. – odparł przybierając obojętną minę, jakby żadnego wcześniej uśmiechu nie było.”
To krótkie wspomnienie nadleciało tak nagle i było kompletnie bezsensowne, ale mimo wszystko u Hinaty wzbudziło ciepłe uczucia. Zawsze miło wspomina treningi z mistrzem, a tym bardziej chwile, gdy widzi jego prawdziwy uśmiech. Czuję wtedy, że chwila ta jest wyjątkowa.
Żałowała tylko, że wspomnienie to pojawiło się teraz, gdy widziała swojego mistrz w takim stanie. A może nadleciało właśnie w odpowiedniej chwili. Napływ innych wspomnień nie pozwolił jej się skupić na walce.  A Kisame? Ciekawe co myśli mistrz?
A mistrz już wiedział, że to koniec, lecz pomimo swego rychłego końca zadawał rany Corneli, by nie zagrażała Hinacie. Gdzieś tam w środku niemal pogodził się z tym, że to niestety on wyląduję na dnie. Przypominały mu się dobre i złe chwilę. To jak związał się z Shiro, później jak ją stracił, przypomniał sobie jakie jego życie było męką, dopóki nie odnalazł innej uczennicy, która również stała się mu bliska, niczym córka. Spojrzał przelotnie na Hinate i uśmiechnął się w duchu, czując, że jest już przygotowany na śmierć. 
Stanął nieruchomo, zamknął oczy i wtedy ją ujrzał. To była Shiro. Czekała tam na niego, uśmiechając się ciepło. Nim ostateczny cios, przeszywający jego serce nadszedł odwzajemnił uśmiech po raz ostatni i padł na ziemi, a wokół niego rozlała się szkarłatna ciesz. Usłyszał przeraźliwy krzyk, a po chwili widział nad sobą przerażoną twarz Hinaty. Jakie ostatnie słowa człowiek powinien powiedzieć przed śmiercią? Coś szlachetnego? A może bardziej humorystycznego?
Hinata wyglądała jak przez mgłę, ale mimo wszystko jeszcze ją widział i mógł coś jeszcze powiedzieć. Uśmiechnął się, a z jego ust uleciała stróżka krwi.
- Cieszę się… - Mowa sprawiała mu trudności i jego głos był zachrypnięty, ale pomimo tego się nie poddawał. - … że mogłem być choć przez chwilę… twoim ojcem. Jestem z ciebie dumny. 
Jego oczy zmatowiały, a usta zamarły w błogim uśmiechu. Całym zamkiem wstrząsnął przeraźliwy krzyk. Łzy płynęły po policzkach Hinaty, gdy Kisame właśnie z uśmiechem witał się z Shiro.
~*~
Uchiha Madara stanął na drodze Peina i Konan. Obrzucił ich chłodnym spojrzeniem jakby byli nic niewartymi robakami, które trzeba rozdeptać. Oboje dobrze znali takie spojrzenia. Pomimo, że właśnie stali przed legendą ninja nie odczuwali strachu. Byli chyba już na tyle dorośli i przeżyli już tyle, że są teraz zbyt głupi, by się bać. 
- A więc Obito nie był Madarą. – powiedziała Konan, mierząc Madarę od stóp do głów. Nie było mowy o pomyłce. Założyciel wioski liścia emanował dumą i siłą, jego chakra przytłaczała Konan. Był to naprawdę człowiek o potężnej mocy. 
- Na to wychodzi, przekazałem mu właśnie wiadomość o tym co się tutaj dzieję. Powiedział, że niezwłocznie rusza, a razem z nim reszta moich ścieżek. – odpowiedział jej i popatrzył na Madare.
Długo im się przyglądał, aż w końcu wyciągnął dłoń, wskazując na głowę rudowłosego.
- Masz coś co należy do mnie, dzieciaku. – Jego głos był mocny i stanowczy, zupełnie jakby wydawał rozkazy. 
- O czym mówisz? – spytał Pein.
- O twoich oczach, dałem ci je, a teraz czas byś zwrócił co moje. 
- Rinnegan jest częscią mnie, powinieneś wiedzieć, że tak po prostu ci ich nie oddam. 
- Jak na razie mi ich nie dasz, muszę wiedzieć skąd kontrolujesz ciało i dopiero wtedy mi je oddasz.
- Najpierw będziesz musiał nas pokonać. – powiedział hardo.
- Pokonać? – Prychnął i po raz pierwszy się uśmiechnął rozbawiony jego propozycją. – Nawet nie zacznie się prawdziwa walka, a wszyscy wokół będą martwi.
- Przekonamy się. – W tym momencie tuż obok niego pojawiły się dwie ścieżki, a Konan rozłożyła swe skrzydła z papieru.  Niemalże czuło się w powietrzy woń krwi, jaka poleję się, gdy tylko wrogowie skrzyżują swe ostrza.
~*~
Nishi i Nico niemal od razu dowiedzieli się, że nie są pilnowani, ale kiedy otworzyli drzwi, wejście zagradzała niewidzialna bariera, która raziła prądem, gdy tylko się jej dotykało. Po wyburzeni ściany bliźniacy przekonali się, że pieczęć założona jest na cały ich pokój. Nie było wyjścia.
- A już myślałam, że damy radę. Jest taka sposobność! Moglibyśmy teraz łatwo uciec! – wyła Nishi, turlając się z poduszką po podłodze.
- Postąpili rozsądnie, gorzej dla nas… - mruknął Nico i wtedy usłyszeli coś, co zmroziło im krew w żyłach. Jeden przeraźliwy krzyk należący do osoby, którą Nishi podziwiała i szanowała. Oboje zastygli w milczeniu, a Nishi nasłuchiwała, wstrzymując oddech. Nie minęła chwila, a dźwięk się powtórzył, a ból jaki był w nim słychać ścisnął serca ich obojga.
- Hinata ma kłopoty! Muszę iść jej pomóc! – zakrzyknęła, wstając szybko i otwierając drzwi.
- Jak chcesz to zrobić, nie dasz rady przełamać pie… - Zamarł, gdy jego siostra zaciskając zęby uderzyła z całej siły głową o niewidzialny mur. Prąd przeszedł jej ciało, a ta krzyknęła. Mimo wszystko walnęła drugi raz, a w niewidzialnym murze coś pękło, lecz ją coraz mocniej bolało. Waliła pięściami i głową, krzycząc z bólu jakie dawały jej błyskawice, ale mimo to nie poddawała się. To dzięki Hinacie mogła cieszyć się bliskością ludzi i ich wsparciem, to dzięki niej jej życie stało się lepsze, to ona była jej światełkiem, gdy szła ciemnym tunelem. Tylko tak zdoła jej się odwdzięczyć. 
Mur w końcu się rozsypał, a Nishi zrobiła jeden chwiejny krok w przód i upadłaby, gdyby nie jej brat, który w porę ją chwycił. Wziął ją na ręce, a siostra spojrzała na niego nieprzytomnie. Czoło i pięści miała rozpalone do czerwoności, gdzie nie gdzie widać było zdartą skórę. 
- Zanieś mnie do Hinaty, muszę jej pomóc. – powiedziała, a łzy zaczęły płynąć jej ciurkiem. Oparzenia było ciężko znieść, nie wiedział co z nimi zrobić. Jak na razie postanowił, że ją zaniesie do Hinaty, w razie walki jej pomoże, a potem zaraz zaniesie ją do Sakury, by ta ją wyleczyła. 
- Dobrze. – powiedział tylko i ruszył w stronę, z której wyczuwał chakre młodej Hyuugi.
*Technika ta nazywa się „Technika podziemnych korzeni”, jednak nie było nazwy po japońsku, wiec sama przetłumaczyłam, dlatego też nie wiem czy dobrze.

Hej! 
To znowu ja po długiej nieobecności...
Grimmjow: Nie wiem czy możesz się odzywać po tym co zrobiłaś z Kisame :<
Nnoitra: A co zrobiła? *dopiero zaczyna czytać, jeszcze nieświadom wszystkiego*
Grimmjow: Dowiesz się wkrótce >_> *patrzy morderczym wzrokiem na Nane*
W każdym razie... walki to moja słaba strona, na początku było fajnie i w ogóle, a z czasem po prostu zaczęły mnie wyczerpywać, więc przepraszam, za słabe opisy fajtów, Sakura vs Zetsu jakoś mi poszło, ale również szybko poleciało i jakoś tak sama się zdziwiłam, czy Zetsu może załatwić ogień, ale w końcu uznałam, że to ja to piszę i ja mogę sobie tu wszystko wymyślić. 
Ach, śmierć Kisame, sama byłam smutna, ale to już planowane od dawna i niestety, ale tego już nie odwrócę. Nie pytajcie dlaczego, bo i tak zapewne nie chcecie słuchać moich wymówek, po prostu zginął. Kisame w moim opowiadaniu był naprawdę ważną i myślę, że lubianą jak i szanowaną postacią. Mój Kisame był kompletnie inny niż na reszcie blogów (tak mi się bynajmniej zdaję) i to z jego wykreowanej od nowa prze zemnie postaci byłam najbardziej dumna, Kisame jest jakby moją oryginalną wizytówką tego bloga, pokazuję tutaj jego, którego nie ma innych blogach, pokazuję jego opiekuńczość, a co najważniejsze ojcostwo. Pomimo, że to tylko mój Fan Fiction to i tak postawię tu 
krzyż: 
Pozdrawiam i mam nadzieję, że rozdział się podobał. Do następnego!
Nnoitra: Czekaj ty mała mendo! Przeczytałem! KISAME?! SERIO?! KISAME?!
<_> Shit...

4 komentarze:

  1. Heloł, heloł xD Jestem i ja ^_^
    Rozdział mi się podobał, zaczęłam go czytać 19 sekund po tym jak go dodałaś <3
    Dużo walk, bardzo, ale co się dziwić,w końcu takie czasy nastały w opku xd
    Wyszły dobrze, nie mam się do czego doczepić:D
    Błędów nie zauważyłam xd

    I KURNA, NANA, CZEMUŚ TO ZROBIŁA ?! JA SIĘ PYTAM WHY ?!
    Lubiłam tego Twojego Kisame :< I tak jak napisałaś, przeze mnie był szanowany.. BYŁ -> to słowo zadaje tyle bólu.. T.T
    Jego śmierć była przepiękna, najpiękniejsza jaką mógł sobie wymarzyć ;C
    Czekająca na niego Shiro, dla której był ojcem, piękne, no kurnaaaa T.T

    Pisze już bez sensu,ale wybacz to ta godzina, w której mój mózg przestaje funkcjonować ><

    Ja z wielkim bólem opuszczam Twojego bloga :( rozpaczając nad Kisame i czekając na kontynuację idę spać XD
    Życzę dobrej nocy kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. super nie mogę się doczekać dalszej części

    OdpowiedzUsuń
  3. Osz ty wredoto ruska! Jak mogłaś ? Jak mogłaś zrobić taki smutny rozdział ?
    Płakam... płakam, bo Kisame umarł... A tą postać właśnie zaczęłam najbardziej lubić...
    A tu takie coś! No nie! No nie zgadzam się! Nie! Nie! I jeszcze raz nie!
    Ech... Dałam się ponieść emocjom... No ale! To nie miało tak być... Smutek tak bardzo...
    Jednak to jest jeden z tych lepszych rozdziałów.
    Tak, więc życzę ci weny i czasu, bo nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.
    Sayonara! Mata ne!

    OdpowiedzUsuń
  4. CHOĆ WIEDZIAŁAM, ŻE TO NASTĄPI...TO I TAK...DLACZEGO???
    I nie wierzę, że twoja teoria się sprawdziła... .___.
    TAK PRZY OKAZJI TO KISAME MIAŁ SIEDZIEĆ NA DUPIE RAZEM Z HINATĄ, A NIE WITAĆ SIĘ KUŹWA Z SHIRO...
    Starrk: Choć śmierć Kisame była pięknie opisana, to i tak smaż się w piekle ^ ^
    Twój nie fart, że jutro do mnie wpadasz Błahahahhahahahahhahahah, policzę się z tb...Wymyślona jakiś psychopatyczny emotikon ? Mam nadzieję, że TAK.
    Starrk: Tak się zajęliśmy śmiercią Kisame, że zapomnieliśmy o pięknej walce Hidana i Sakury obie zwycięskie :D
    No ba jak by inaczej...zabijać głównego bohatera...
    EJ A MOŻE RÓWNORZĘDNA WYMIANA WEŹ HINATE ZA KISKA :D
    PRZEMYŚL TO!
    A
    JAK
    NA
    RAZIE
    ZMYWAM
    SIĘ
    I
    OPŁAKUJE
    ŚMIERĆ
    KISKA
    ;____;

    PS: ZEMSTA HINACI MA BYĆ KRWAWA BŁAHAHAHAHAHAHAHH

    Pozdrawiają Livka-chan and Starrk(TU BYLI BŁAHAHAHHAHAH) XD

    OdpowiedzUsuń