niedziela, 15 marca 2015

37 rozdział

"Życie jest ciągle walką, a pokój jest tylko owocem zwycięstwa."
~ Joseph Conrad 
Murao wyglądała jakby trafił ją piorun. Jej ciemne, grube włosy w jednym momencie wyglądały na bardziej najeżone i chłopacy wcale nie wyolbrzymiali sprawy. Sasuke oddalił się od niej i podskoczył w stronę Itachiego. 
- Nie cackałeś się. – mruknął, widząc ciało nieprzytomnej Sory.
- Trzeba te walki zakończyć szybko. – powiedział, po czym spojrzał na Murao. – W dwoje szybko sobie z nią poradzimy.
- Wydaję mi się, że ta jest silniejsza od tej, którą pokonałeś. 
- Ale teraz jest nas dwójka, myślę, że nie poradzi sobie z taką mocą.
Spojrzeli na Murao, która tasowała ich nienawistnym spojrzeniem. Sasuke w tej walce obawiał się jednego. Była tym przeklęta pieczęć. Murao dobrze ruszała się bez niej, więc wątpił czy po niej będzie ona łatwą przeciwniczką. Wkrótce jego obawy okazały się słuszne, bo nagle po całym ciele zaczęły rozchodzić się falowane znaki, były grube i nieregularne, przypominały trochę dym. Wkrótce pokryły wszystko, jednak na tym nie poprzestała. Znaki zaczęły wsiąkać w jej skórę i teraz jej barwa miała ciemny odcień szarości. Włosy zjaśniały, czarny kolor tęczówek „rozlał” się również na białka, a z czoła wyrosły dwa różki. W dłoniach zapaliło się coś na wzór szarego ognia. 
Sasuke i Itachi spojrzeli po sobie. 
- Teraz nie będzie łatwo. – powiedział Sasuke, a Itachi mu przytaknął.
Dziewczyna ruszyła na nich w dzikim wrzaskiem i zamachnęła się na Sasuke, ten odchylił się do tyłu, lecz wtem do jego nozdrzy wdarł się nieprzyjemny, drażliwy zapach. Dym.
Odskoczył od Murao, krztusząc się. Itachi dalej stał w miejscu, patrząc zdziwiony na Sasuke. Jednak im bliżej brunetka pochodziła, tym on zaczął silniej odczuwać zapach. Dziewczyna dobiegła do niego i się zamachnęła, jednak on również uniknął uderzenia, jedynie się krztusząc. Sasuke w tym czasie załączył chidori i ruszył na nią od tyłu. Ta szybko odwróciła się w jego stronę, unikając po części techniki, choć została trochę draśnięta w prawy bark. 
Odskoczyła od nich jak oparzona, a wokół zranionego miejsca połyskiwały maleńkie iskierki. Zarówno Itachi jak i Sasuke nie zamierzali dać jej chwili wytchnienia. Obaj wykonali te same pieczęcie i zanim wydmuchnęli z swoich płuc kilka kul ognia razem krzyknęli:
- Katon: Hōsenka no Jutsu! – Dziesiątki kul poszybowało w stronę Murao, a ta szybko zniknęła im z pola widzenia, choć zdawało im się, że trafili w dziewczynę. Po pomieszczeniu roznosił się dym po kulach ognia, jednak z czasem bracia zauważyli, że on wcale nie opada, wręcz przeciwnie. Stawał się gęstszy i rozchodził się po całej Sali. 
Murao wyszła zza ściany dymu z uśmiechem na ustach. 
- Bardziej nie mogliście mi już tego ułatwić. – powiedziała i podniosła ręce w górę, a cały dym jakby zareagował.  – Kemton: Enmu*!
Dym spowił w momencie całe pomieszczenia, a oboje Uchiha zatkali sobie płaszczami nosy. Oparli się o siebie plecami i z takiej pozycji lustrowali teren na około nich. Dym niemiłosiernie szczypał ich w oczy i ograniczał pole widzenia do około metra, dalej była bezkresna szarość.
- Kemton: Kemuri no kirā**.
Usłyszeli głos Murao dochodzący jakby z każdego miejsca naokoło nich. Nie zlokalizowali jej położenia, zdawał się być wszędzie. Itachi rozglądał się cały czas, nawet jeśli oczy szkliły mu się od dymu, starał się zlokalizować jej chakre, co było trudno zważywszy na to, że cała zasłona była nią wypełniona. 
Po raz setny przenosił wzrok na górę, gdy z jego tyłu zawył Sasuke.
- Cholera! – zaklął i poczuł jak mięśnie brata napinają się.
- Sasuke! Co się stało?
- Przejechała mi po torsie. Uważaj, Itachi, nawet nie wyczułem jej obecności. – I to powiedziawszy Itachiemu mrugnęło coś ciemnego, po czym na jego prawej nodze pozostała krwawa szrama. Syknął, jednak nawet na ułamek sekundy nie spuścił wzroku z otoczenia. 
- Zaraz użyję Amaterasu i spalę wszystko w cholerę! – warknął Sasuke, gdy po raz kolejny został zraniony w rękę. 
- Nie! Nie widzisz celu, mógłbyś niechcący spalić cały zamek! Znasz może jakąś technikę powietrzną?
- Daitoppa.
- Dobrze. Zacznij robić, a ja ją skopiuję. 
Sasuke wykonał pieczęcie, a Itachi powtórzył wszystko bezbłędnie za nim, również razem wymówili
- Fūton: Daitoppa. – Potężna fala powietrza wstrząsnęła całym pomieszczeniem, a dym jaki ich otaczał niemal od razu został rozwiany przez technikę. Niektóre opary nadal unosiły się nad ziemią, jednak można już było oddychać normalnie i nic nie szczypało w oczy. Na samym końcu Sali stała Murao, gapiąc się to na Itachiego to na Sasuke. Rzadko się spotykała z osobami, które by rozproszyły jej dymną mgłę, nawet jeśli ten ktoś był użytkownikiem wiatru. 
Sasuke i Itachi spojrzeli po sobie.
- Unieruchom ją tylko, dalej ja się nią zajmę.
- Co masz na myśli? 
- Nie będziemy jej uśmiercać. Parę jeńców nie zaszkodzi.
- No dobra. – I Sasuke w jednym momencie znalazł się blisko niej, zaatakował ją swoją kataną, jednak ta uniknęła sprawnie miecza. Mimo wszystko młodszy Uchiha nie ustępował i dalej nacierał na nią, w końcu wykorzystał jej chwilę nieuwagi i dał jej mocne uderzenie z klingi w głowę, znieczulając ją. Zakołowało jej się w głowie, a Sasuke na wszelki wypadek przytrzymał z tyłu jej ręce i przystawił miecz do gardła.
Itachi podszedł do nich i wyjął wcześniejszą strzykawkę. Reszta płynu wlała się do krwiobiegu Murao i ta natychmiastowo padła.
- Nie lepiej by było ich po prostu zabić? – mruknął Sasuke, chowając miecz do pochwy. 
- Lepiej jest mieć kogoś na przesłuchanie, a chyba nie wierzysz w to, że reszta o tym pomyślała?
Sasuke uśmiechnął się do niego, przyznając mu przy tym rację. 
- Teraz trzeba tylko poszukać Sakury. – powiedział Itachi. – Co jej strzeliło do łba?
- To w sumie twoja wina, sam na początku powiedziałeś, żeby najlepiej opuściła nas i się schroniła.
- Właśnie! I SIĘ SCHRONIŁA! – powiedział dając nacisk na cytowane słowa. – A ona odwróciła się i poszła nic nie mówiąc.
- Dobra, chodźmy już i ją jak najszybciej znajdźmy. 
Już mieli się odwracać, jednak za nim to zrobili usłyszeli aksamitny, kobiecy głos.
- Po co ten pośpiech? Za parę minut i tak nie będzie żyła. – Odwrócili się powoli w stronę wyjścia i ujrzeli piękną kobietę odzianą w ciemno fioletowy, rozpięty płaszcz i w podobnych kolorach kimono. Patrzyła na nich swoimi bystrymi, liliowymi tęczówkami. Bracia niestety znów musieli się chyba przygotować na walkę. Sasuke zmierzył kobietę wyjątkowo nienawistnym spojrzeniem.
„Jeśli coś jej się stanie, to wyrżnę wszystkich z tej zasranej organizacji.” –pomyślał zły, jednak nie wykonał żadnego ruchu. Tak samo jak tajemnicza kobieta. 
~*~
Deidara i Yoroi wylądowali na trawiastym terenie. Ziemia tutaj chyba była dobra do kopania. Taką nadzieję miał bynajmniej Deidara. Wylądowali, a Deidara usunął swojego ptaka, a na jego miejsce stworzył ogromnego smoka. 
- Shī Tsū!
Wsiadł na jego grzbiet i stworzył swojego klona, który natychmiastowo ukrył się po ziemią. Choć bomby nie zostały nawet jeszcze wytworzone, wolał by jego klon pozostał w ukryciu. Spojrzał na Kakuzu, który z dość bliskiej odległości chciał się przyglądać pojedynkowi. Lepiej, żeby teraz był gdzieś dalej.
- Ej, Kakuzu, stań nieco dalej inaczej moja sztuka zmiecie cię z powierzchni ziemi! 
Ten spojrzał na niego jak na największego kretyna. 
- Ok, tylko nie zmasakruj go za bardzo, mogę za jego głowę mieć sporo kasy!
- Jasne, jasne. – mruknął Deidara, nie zamierzając przywiązywać do tego zbyt sporej wagi. – Kibaku Jirai.
Smok wypluł bomby, a Deidara natychmiast uniósł smoka do góry, by zając przeciwników czymś innym niż wybuchami. Uniósł się wysoko, jednak na tyle, by dwoje braci mogło swobodnie atakować. 
Yoroi i Saberu natychmiast wykorzystali okazję, zapominając całkowicie o zwymiotowanych przez smoka bombach, które po woli były chowane przez klona blondyna. Oni w tym czasie doskakiwali do smoka i raz po raz drapali go po skórze, jednak Deidara za każdym razem nie pozwalał im, by choć znaleźli się na jego poziomie. Kątem oka zerkał, czy już wszystkie bomby zostały schowane. Kiedy w końcu klon dał mu znak i znikł, ten natychmiast skierował tych dwoje na pole minowe. Saberu był szybszy, więc to on natychmiast wkroczył na niebezpieczny teren i niemal od razu bomba pod jego stopami wybuchła, uderzając w niego niesamowitą mocą. Cudem jest to, że Saberu przeżył. Został jedynie odbity na parę metrów zmieniony już w psa. Najwidoczniej był to jego kres. 
- Saberu! – Został tylko Yoroi, który zawył rozpaczliwie i zatrzymał się tuż przed zaminowanym terenem. – Ty gnido! – zwrócił się do Deidary, na co ten tylko uśmiechnął się pobłażliwie.
- Co teraz skomlesz, dzieciaku? Trzeba było nie zaczynać! – krzyknął z góry, a Yoroi zawarczał. Wzbił się w górę i uczepił się skrzydeł smoka. Powoli wspinał się w stronę Deidary. Tego blondyn nie przewidział. Natychmiast włożył ręce w kieszeń, a jego dłoniaste usta pożarły znaczną część gliny. Yoroi był coraz bliżej niego, a wargi akurat teraz musiały wyjątkowo długo przeżuwać lepką substancję. W końcu wypluły zawartość, a Yoroi był już niemal obok blondyna. Ten na szybko ulepił jakieś kształty, rzucając nimi w chłopaka oraz na smoka, po czym sam wyskoczył ze swojego tworu, krzycząc „Katsu” . Leciał wprost na pole minowe. 
Już miał lądować, a nawet słyszał w uszach huk bomby, jednak w tym samym momencie oplotły go znajome nici. 
„Kakuzu” –pomyślał z uśmiechem Deidara, ciągnięty w stronę pobliskiego drzewa. Usłyszał wybuch i krzyk Yoroiego.
- Jeśli jego ciało uległo zniszczeniu, to poślę cię wprost na te pole minowe. – rzucił Kakuzu i ruszył szybko w stronę dymiącego terenu, złapał coś w locie, po czym podbiegł do Saberu  i go również przerzucił przez ramię. Obszedł teren minowy i wrócił do Deidary. 
- Masz szczęście, da się ich sprzedać. – powiedział Kakuzu najwidoczniej zadowolony z wyniku walki.
- Trochę mi ich szkoda. – powiedział Deidara. – Ja osobiście nie chciałbym być sprzedany… to znaczy no po tym jak umarłem.
- Ciebie by nikt nie chciał kupować, więc nie musisz się o nic martwić.
- Weź się zamknij! – warknął i ruszyli z powrotem w stronę zamku.
~*~
Normalnie, gdyby Sakura miała za sojusznika Hidana cieszyłaby i się radowała. No w końcu dobrze jest mieć w drużynie kogoś nieśmiertelnego. Niestety w tym momencie również wszystko się komplikowało. Okazało się, że nie jest taki nieśmiertelny. Facet stojący przed nimi miał dwa asy. Pierwszym z nich było to, że może zabić Hidana (i wzajemnie) i niestety drugi, który przekreśla wszystko to, to że jest znacznie silniejszy od siwego.
„Nie jest dobrze!” – pomyślała i dalej lustrowała wzrokiem przybysza. Wyglądał niemal tak samo psychicznie jak Hidan, był nawet tak samo przystojny. 
- Jesteście braćmi? – spytała Sakura.
- Skąd! My jesteśmy tylko z tej samej branży! – odpowiedział Kei z uprzejmym uśmiechem.
- Musisz go pokonać, Hidan! – szepnęła do niego Sakura, a ten spojrzał na nią mieszaniną złości i strachu. 
- No ciekawe jak?!
- Skąd niby wiesz, że jest aż tak silny?
- Przecież go znałem! – oburzył się. – Często toczyliśmy pojedynki, z żadnego nie wyszedłem zwycięsko.
- Więc czas byś wziął się do roboty i wygrał. – warknęła. – Twoje umiejętności nie polegają jedynie na nieśmiertelności! Wierzę, że możesz to zrobić, więc chociaż spróbuj!
Przez chwilę Sakura myślała, że może zostanie obrzucona nienawistnym spojrzeniem i ją zbluzga, jednak ten nawet na nią nie spojrzał. Jedynie poczochrał po włosach i zwrócił swoją kosą ku przeciwnikowi.
- Jak widzisz nie mogę się zbłaźnić przed moją kochanką, więc masz dziś pierdolonego pecha, Kei! – powiedział pewnie, a Sakure zamurowało. Oczywiście z zażenowania.
„Co za debil” – pomyślała, jednak uśmiechnęła się pod nosem.
- Rozumiem, Hidan. Czyli będziemy się pojedynkować jak za starych dobrych czasów? – spytał z uśmiechem.
- Nie. – powiedział siwowłosy i tym razem jego liliowe tęczówki były śmiertelnie poważne. Znikł uśmiech, a twarz się napięła. – Tym razem to będzie walka na śmierć i życie.
- Dobrze. Więc załatwmy to bez swoich kręgów. Za pomocą naszych broni.
I nie minęła chwila, a ich ostrza starły się ze sobą. Szczęk metalu rozniósł się echem po pomieszczeniu. Odskoczyli od siebie i już mieli rzucić się sobie do gardeł, kiedy tuż zza Keim wyjrzała czarna głowa. Dosłownie czarna, a zaraz za głową resztę ciała w tym samy kolorze. 
Sakura i Hidan wytrzeszczyli oczy ze zdziwienia, widząc jak czarny człowiek luźno rozmawia z Keim. To znaczy, że był ich sojusznikiem. 
- A więc co chciałeś, Zetsu? – spytał Kei mocno nie zainteresowany całym jego pojawieniem się.
- Yoroi, Saberu, Naoki, Murao i Sora już polegli.
- Tak szybko? – zdziwił się. 
- Niektórzy dopilnowali, by ich przeciwnicy również ucierpieli, jednak to nie wystarcza. Postanowiłem sam włączyć się do walki.
- Ty? – zaśmiał się Kei. – To będzie niezłe.
- Owszem. – I oboje spojrzeli w stronę Hidana. Ten przełknął ślinę. Widząc to Sakura natychmiastowo zareagowała. Hidan musiał wygrać i zamierzała powstrzymywać tego zdrajcę, aż do końca!
Stanęła obok Hidana i twardo spojrzała na Zetsu.
- To ja jestem twoim przeciwnikiem, gnido!
~*~
Spotkali kobietę. Piękną czerwonowłosą kobietą z obfitymi kształtami. Miała niesamowicie jasno zielone tęczówki, a twarz spokojną. Na swój kusy strój składający się sukienki do kolan bez ramiączek, nakładała płaszcz w niebieskim kolorze. Mimo wszystko Kisame lustrował ją wzrokiem nie z powodu jej atrakcyjności, widział w niej godnego przeciwnika i tego właśnie oczekiwał po tej misji. 
Kobieta również przyglądała mu się z zainteresowaniem. 
- Kisame, tak? – spytała jako pierwsze. Miała ładne, duże usta. Mimo wszystko Hinata również nie zwracała uwagi na jej wygląd. Mocno obawiała się jej mocy.
- Owszem, ty jak miewam jesteś Cornelią? – Hinata spojrzała na niego przestraszona. Skoro Kisame ją rozpoznawał to oznaczało, że musi być niezłą partią. – Dawno się nie widzieliśmy.
- Chyba nie czas na sentymentalne wspominki. – powiedziała twardo, marszcząc czoło. – Zagrażasz mojej organizacji, więc obawiam się, że muszę cię zabić.
- Pamiętaj, że ja również mogę zrobić to samo z tobą. – odparował z diabelskim uśmiechem. Sytuacja z minuty na minutę pogarszała się coraz bardziej, a on cieszył się najwidoczniej z tego, że już jest, aż tak źle. Hyuuga nie podzielała jego optymizmu. Cornelia zdecydowanie nie wyglądała na łatwą przeciwniczkę, co jej mistrz uważał za dobry powód do dobrego humoru.
- Hinata, jeśli nie jesteś zainteresowana walką to możesz iść szukać bliźniaków. – powiedział Kisame, nie spuszczając wzroku z przeciwnika. 
- Nie, poczekam na ciebie. – powiedziała i odsunęła się w bok, wiedząc, że walka mistrza może być mocno destrukcyjna. Hoshigaki wyjął Samehedę, natomiast Cornelia również wyjęła jeden miecz. Miał dość dużą powierzchnię, był przeciwieństwem katany- krótki, ale szeroki. Kobieta wydawała się niewzruszona faktem, że broń Kisame jest znacznie większa od jej broni. Patrzyli na siebie jeszcze chwilę, po czym Hinata nawet nie zdążyła mrugnąć, a kobieta z szybkością światła poderwała się w przód i zaatakowała. Była strasznie szybka, jednak kopnięcie jaka zadała jej mistrzowi musiało być słabe, bo odbił je tylko jednym ruchem ręki. Co znaczy, że zapewne jest szybka i zwinna, ale nie jest silna. Kisame najwidoczniej również to zauważył, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Jej drugie zaszarżowanie na Kisame polegało na skrzyżowaniu jej broni z Samehadą. Rekin był pewien, że zaraz wyssie poprzez miecz jej chakre, jednak jakoś nic takiego się nie wydarzyło.
- Mój miecz tamuję mój przepływ chakry. Tak samo twój robi z tobą. To normalna reakcja obronna mieczy, kiedy spotyka się taki sam typ. 
- Więc twój miecz również pochłania chakre?
- Tak, w tej walce wygra tylko nasza umiejętność posługiwania się mieczami.
- Pojedynek szermierski, co? – Kisame zazwyczaj lubował się w wymęczaniu przeciwnika swoimi przeróżnymi wodnymi technikami. Lubił się nad nimi znęcać, bawiła go ich bezsilność. Mimo wszystko teraz postanowił zrobić wyjątek, Hinata nie miała pojęcia czemu. 
Tym razem oboje zaszarżowali w tym samym czasie. Usłyszała szczęk miecza i ciche pomruki niezadowolenia Samehady. To ona chciała górować w tym pojedynku, jednak napotkała wielką przeszkodę. Swojego pobratymca. 
Cornelia miała dobre ruchy, nawet na chwilę się nie zawahała w swoich działaniach. Mimo wszystko Kisame wcale nie był gorszy. Był wystarczająco silny by dobrze manewrować z wielkim mieczem, jakim był Samehada. Wymiana mieczy trwała dość długo, mimo wszystko Hinata z zacięciem obserwowała każdy ruch przeciwnika jak i swojego mistrza. Każde cięcie było precyzyjne i płynne, natomiast uniki trafne i prawidłowe. Wydawałoby się, że stoją na tych samych poziomach i żadne z nich nie może się zranić. W końcu jednak ktoś został trafiony, krew się rozlała, a przeciwnicy odskoczyli od siebie jak oparzenie.
Hinata najpierw spojrzała na Cornelię, jedna ta była bez żadnych ran, z przerażeniem zwróciła spojrzenie ku Kisame, który już zdejmował swój płaszcz, a na ramieniu pozostała mu krwawa szrama. Nie mogła w to uwierzyć. Spodziewała się, że to Cornelia jako pierwsza zostanie trafiona. 
- Mistrzu uważaj! – krzyknęła Hinata.
On tylko kiwnął jej głową po czym zabrał Samehadę i ruszył na nią. Znowu nastąpiła wymiana ciosów. Jednak bardziej dziksza. Tym razem co chwila lała się krew, nie tylko Kisame. Nie było żadnych przerw. Atakowali siebie bezustannie, pomimo wzrastającej liczby obrażeń. 
Kisame korzystając z wcześniejszej chwili, gdy zdejmował płaszcz, stworzył wodnego klona, którego przeniósł za Cornelie. Ten natomiast właśnie do niej podchodził. Kobieta była zbyt zajęta walką i skupianiem się na tym, by nie zostać zranioną, że nie wyczuła obecności klona. 
Sobowtór podkradł się do niej, a ta dopiero kątem oka go spostrzegła, mimo wszystko nie mogła się przed nim obronić. Musiała unikać ataków Kisame. 
- Suirō no Jutsu! – Klon wyciągnął rękę do przodu, a ciało Corneli spowiła wodna kula. Miecz opadł z głuchym łoskotem na podłogę, a Kisame wyszczerzył się zadowolony z efektu. Przejął kulę swoją ręką i cofnął klona, który zamienił się w kałużę. 
- Mistrzu, co teraz zrobisz? – spytała Hinata.
- Jak to co? Poczekam, aż się udusi. – powiedział obojętnie. Hyuuga spojrzała współczująco w stronę kobiety, która panicznie próbowała utrzymać swój oddech. Naprawdę było Hinacie jej szkoda. Pomimo, że była wrogiem, to jednak nie lubiła zabijać praktycznie bez powodu. 
- Dobrze, a w takim razie ile…? – Urwała w połowie zdania, gdy zauważyła przemieszczające się ostrze w stronę jej mistrza. – UWAŻAJ!
Było za późno. Krew się polała, kula prysła, słychać było kaszel oraz jęki bólu. Kisame odskoczył łapiąc się za miejsce, gdzie odcięli mu resztę ręki. Hinacie zrobiło się niedobrze, widząc na ziemi kończynę odciętą aż od ponad łokcia. 
- Cholera jasna! – warknął Kisame, a Cornelia podniosła zwycięsko swoją broń. Widocznie nadal miała mroczki przed oczami, bo chwiała się lekko, lecz pomimo tego podchodziła powoli do Kisame. Hinata nie wiedziała co ma się za chwilę stać, co planuję ta kobieta? Do czego jeszcze jest zdolna? Patrzyła jak Kisame chwyta w jedną rękę Samahedę i staję do walki.
~*~
Pein i Konan nie napotkali po drodze żadnych przeciwników. Mimo wszystko dobiegały do nich odgłosy walki, więc i oni stali się czujni. Przemierzali zamek w ciszy, sprawdzając każde pomieszczenie po kolei. Jednak oprócz grubej warstwy kurzu nic, a już zwłaszcza nikt się tutaj nie znajdował. 
- Zastanawiam się gdzie oni mogli ich ukryć? – Myślała Konan na głos.
- Ja się zastanawiam, dlaczego jeszcze nikt nas nie zaatakował.
- Najwidoczniej są zajęci innymi członkami Akatsuki. 
I w tym momencie wyczuli czująś obecność. Obydwoje odwrócili się ku końcowemu rozwidleniu korytarza. Tam na pewno ktoś był. Wkrótce okazało się, że nie mylili się. Zza ściany wyszedł dość wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z czarną, długą czupryną. Na sobie miał zbroje w czerwonym kolorze, a w oczach czaił się ten sam kolor. Niczym szkarłatna krew. 
- Czy to…? – Konan zaniemówiła z wrażenia.
- Uchiha Madara. – syknął Nagato, a imię to poniosło się echem niemal po całym zamku


Kemton – to stworzona na potrzeby opowiadania natura chakry. Kemuri po japońsku oznacza dym.
Enma – to technika z repertuaru uwolnienia dymu. Enma po japońsku oznacza dymna mgła.
Kemuri no kirā –  to technika z repertuaru uwolnienia dymu. Kemuri no kira po japońsku oznacza zabójca w dymie. 
Kurczę znowu mnie chwilę nie było :/ 
Miałam trochę na pendrive'ie zapisanego 38 rozdział, ale oczywiście nie wiem gdzie on jest i jak na razie 10 % poszło się za przeproszeniem ebać ;__;
Póki nie znajdę muszę niestety napisać znowu początek :/
Walki się rozkręcają, fabuła leci, a co wy na to? xD
W następnym rozdziale stanie się dramat dramatów jaki nigdy się chyba nie zadział na tym blogu...
Grimmjow: A biedna Shiro?!
Nnoitra: I Kuro i Kisame?!
SZA ~!
To było dawno i nieprawda, teraz zadzieję się coś bardziej dramatycznego, więcej swoich przemyśleń na temat dramatycznego dramatu powiem w następnym rozdziale, ale żeby nie było. Mi również jest z tym ciężko.
Więcej wam już nie powiem, liczę na ciepłe komentarze i do następnego!

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział. Jestem typem który czyta a nie komentuje. Ale że jestem pierwsza to robię wyjatek :). Czekam z nie cierpliwoscia na ciag dalszy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Noooo! W końcu się doczekałam! <3 Na najzajebistszego Sasorka, czekałam na kontynuację z wielką niecierpliwością ;D
    Luce być szczęśliwym dzieckiem po przeczytaniu rozdziału :3
    Wiesz Nana-chan, nie mam się do czego przyczepić no kurde xD
    Moje oczy nie wyłapały błędów (pewnie dlatego, że jestem ślepa i noszę okulary ale cichoo >,<)
    Duuużo walki Nanusiu ;d Tak naprawdę nie wiem jak to mam skomentować, co powiedzieć... ;<< Z głębi mojego serduszka przepraszam ;C nie chce pisać czegoś co jest wymuszone, chce żeby to wszystko było szczere ^^ Mam nadzieję, że wybaczysz :D
    No i przede wszystkim czekam na ten dramatyczny dramat dramatów :D Nie wiem co to będzie, ale już czuję, że będzie płacz i ogromny ból dupy xD
    Jak mogłaś zgubić początek rozdziału, jak Nanuuś ? ;C ubolewam nad tym, bo będę musiała dłużej czekać na rozdział, no ale Ty będziesz musiała jeszcze raz wszystko pisać.. Współczuję ;<
    Ja kończę, do napisania kochana, pozdrów Grimmijow'a i Nnoitre ( chyba dobrze odmieniłam, jak nie to WYBACZ O PANIE xd)
    Ciepło pozdrawiam ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzięłam się za czytanie i wbiłam na 37 rozdział, razem ze Starrkiem oczywiście :D
    Starrk: Yo!
    Więc sporo osób Już dedło...jeszcze to nie są kochane przez mnie osoby, więc możesz jeszcze żyć Natuśko :)
    Starrk: Mów sama za siebie...
    Czm? Jeszcze nie czas, ani miejsce na jej śmierć...Błahahahahahah...To przez ten spoiler...Moje życie przestało być życiem XD...Już przechodzę pierwsze stadium żałoby...Musze sobie z tym poradzić...
    Starrk: Dobra przejdźmy do rzeczy ważniejszych.
    Dokładnie...<<<<<<<<---------->>>>>>>> Więc...biedna ręka Kisame...Może zostawimy ją na pamiątkę i oprawimy w ramkę...By był ten znak tej walki...
    A tak po za tym rozwaliło mnie zgranie braci Uchihahahahah xD Mogli by założyć takie One Diercton (Tak się to piszę O_O , bo nwm xD )
    Starrk: Taaa XD. Zachowują się już jak gwiazdki. Bo aktywuje Amterasu i ropierdolę wszytko i wszystkich (nawet fanów ) XD
    W sumie nie zadziwiło mnie pojawienie się Madary Uchihahahahah, ale jestem ciekawa rozmowy Madaryryryryryry z Painem i Konan xD
    Starrk: To chyba wszytko skomentowaliśmy, skrytykowaliśmy i porobiliśmy beke XD. No to wszystko xD
    Chyba ta XDD
    A i no mam nadzieję, że Zatsu dostanie niezły wpierdol od Sakurci ;3
    I
    TO
    CHYBA
    WSZYSTKO
    :D

    Pozdrawiam Livka-chan and Starrk (TU BYLI HAHAHHAHAHA :D )

    OdpowiedzUsuń