"Obawiać się należy nie tych, którzy walczą, lecz tych, co unikają walki."
~ Marie von Ebner-Eschenbach
Słońce przestraszone schowało się za horyzont, bojąc się przelewu krwi jaki ma niedługo nastąpić, na niebo jednak wyszedł księżyc, który od zarania dziejów musiał oglądać bratobójczą walkę. I choć sam tego nie chciał, zawsze się pojawiał w całej okazałości, gdy jakieś ważne wydarzenie miało niedługo nastąpić. Spoglądał wtedy na wrogie sobie osoby i oświetlał im drogę, by żaden się nie zgubił. Jeśli miał na to patrzeć, to wolał wiedzieć, że oboje będą widzieli swoje twarze w bladej poświacie i szanse się wyrównają.Odział ludzi, ubranych w czarne płaszczy w czerwone chmurki biegło raźnie w stronę zamku nieprzyjaciela, który nie spodziewał się ataku. Spokojnie stał na swoim miejscu, choć za chwilę jego murami miały wstrząsnąć wszystkie żywioły wywołane przez potężnych shinobi.
Wiatr huczał Akatsuki w uszach i silny napór powietrza mówił im twardo i wyraźnie, że będą mieli spore trudności z pokonaniem drogi, jak by już przygotowywał ich na to, że cokolwiek dalej się stanie, będzie ledwie namiastką tego, ale oni nie strudzeni parli na przód, by na samym końcu drogi, przystanąć i zerknąć na siebie przelotnie, jakby przez krótką chwilę chcieli zapamiętać swoje twarze, by te podczas katusz i cierpień związanych z walkami dodawały im otuchy. Pain długo się nie odzywał, choć to na jego słowa wszyscy niecierpliwie oczekiwali. Najwidoczniej obmyślał jakąś przemowę, chcąc by nie zabrzmiała ona w żadnym wypadku jak kolejne puste słowa rzucane na wiatr, spojrzał po kolei na każdą z twarzy. Żadne z nich nie wyczuwało strachu, bądź co bądź, ale ludzi z którymi ruszył na misję byli odważni, a większość z nich tutaj to po prostu potwory, jednak on sam po sobie wiedział, że potwór, aby się rozwinąć w człowieku musi być czymś karmiony, a tym czymś są przeżycia, które niekiedy pozostawiają nie tylko piętna na ciele, lecz również na duszy.
- Za chwilę się rozdzielimy. – Przez chwilę sam nie wiedział czy to naprawdę jego słowa. Dochodziły jakby z dala. Trudno mu było w tej chwili pozbierać myśli, a teraz to było najbardziej potrzebne.- Nie wiem co mam wam powiedzieć, jak mam być szczery… - Teraz po prostu mówił co mu ślina na język przyniesie, może podczas tego mówienia, bez udziału jego działającej części umysłu, powie przypadkowo jakieś poetyckie zdanie? - …wzbudzacie we mnie miotanie różnych uczuć, z jednej strony widzę w was bezmózgich przygłupów, którzy tak właściwie nie wiedzą co to oznacza życie… – Nie wiadomo czemu, ale każdy spojrzał się na Hidana tak jakby to przez niego za takich byli uważani, po części było to jednak prawda. - …. Z drugiej jednak właśnie pokazaliście mi, że jednak towarzysze coś dla was znaczą, wiem, że pewnie niektórzy z was ma głęboko w poważaniu dobro innych i przyszło to bo przyszło, ale ci, którzy przyszli tu dlatego, żeby pomóc odbić Nica i Nishi i dobrze sobie zdają z tego sprawę, mogę bez przeszkód nazwać również i swoimi przyjaciółmi. – I nagle uśmiechnął się do nich szeroko, a wszyscy choć nieco zadziwieni jego nagłym wywodem również odwzajemnili gest. – A teraz ruszamy!
I wszyscy rozproszyli się, umykając w przeróżne części zamku.
~*~
Hinata, Kisame i Deidara udali się we trójką od razu na prosto. W głąb zamku, gdyż tam jak im się mogło wydawać mogli się znajdować Nishi i Nico, biegnąc mijali niemal identyczne korytarze, bez żadnych znaków szczególnych czy punktu zaczepnego, z którymi mogliby osądzić czy biegają w kółko czy nie. Niestety nie było nic oprócz szarych, kamiennych ścian i rozpadającego się sufitu.- Więźniów zazwyczaj trzyma się w lochach, prawda mistrzu? – spytała Hyuuga, na co Rekin kiwnął potwierdzająco.
- Raczej wątpię czy są gdzieś indziej, choć zamek jest wielki, jeśli nie będzie ich pod zamkiem, to naprawdę będzie ciężki orzech do zgryzienia.
- Jeszcze pozostaję sprawa, dostania tam się, to oczywiste, że każdy zamek ma lochy, a bynajmniej miał, a ten wydaję się stary, więc musimy odszukać jakieś schody prowadzące w dół.
- W sumie racja, jeśli ich nie znajdziemy, to odpuścimy sobie lochy, nie możemy w końcu marnować czasu.
- Też prawda, a ty co o tym myślisz, Deidara?
Oboje zamilkli spodziewając się jakichś głośnych słów blondyna, jednak usłyszeli tylko przebijające cisze stukanie o posadzkę ich butów.
- Deidara? – Hinata już nie patrzyła na przód tylko rozglądała się nerwowo, jednak nigdzie nie mogła wychwycić jego kitki. – Zniknął!
- Ten bałwan pewnie zgubił się przy jakimś zakręcie. – Zaśmiał się Kisame, a Hinata już nie miała zamiaru zwracać uwagi mistrzowi za jego nietakt, bo teraz liczyło się bezpieczeństwo Deidary, w końcu jest sam, a nawet jeśli jest silny to jednak znajdują się na terenie wroga, z którym muszą się liczyć.
- Musimy go znaleźć!
- Nie mamy na to czasu, Hinata! Musimy znaleźć wejście do lochów!
- Ale…!
- Żadnych „ale”! – przerwał jej. – Powinnaś zdążyć zauważyć, że Deidara jest wystarczająco silny, by pokonać nawet najtwardszych.
Ona to wiedziała, lecz naprawdę trudno jej było nie martwić się o niego, gdy czuła, że jest sam jak palec, a wokół niego niczym sępy gromadzą się przeciwnicy o wachlarzu umiejętności skutecznego zabijania.
- Wiem, że to trudne, ale zachowaj spokój. – powiedział to już ciszej. – Jeśli coś mu się stanie to wezmę całą odpowiedzialność na siebie.
- Czemu miałbyś to zrobić? Przecież go nie lubisz. –Zdziwiła się, a Kisame posłał jej szczery uśmiech, a ona pochwyciła go wzrokiem bardzo szybko, jak to zawsze robiła, gdy tylko tracił swoją maskę obojętności i ironii.
- Ponieważ dla ciebie jest to jedna z najważniejszych osób na świecie, chyba się nie mylę, co?
Powinna w tym momencie spłonąć rumieńcem, ale tego nie zrobiła. Faktem jest, że rzeczywiście go za takiego miała i choć trudno jej się było przyznawać do tego przed samą sobą, wiedziała to. Mimo, że ani trochę się nie zawstydziła, to głos uwiązł jej w gardle, więc żeby mistrz nie poczuł się urażony kiwnęła jedynie głową.
„Masz żyć, Deidara!”
~*~
Jak to się stało, że tak właściwie się zgubił? Długo nie rozmawiali podczas biegu i tak jakoś się zamyślił wsłuchany w tupot swoich butów, rozmyślając nad tym jak to już będzie jak kogoś rozsadzi, jak te słabe mury pod naporem jego sztuki rozwalą się na drobny mak i nie pozostanie po nich nic oprócz gruzu. Tak go pochłonęła jego sztuka, że nie zauważył, kiedy Kisame i Hinata skręcili, a on popędził na wprost. No i co on teraz ma w ogóle zrobić? Tak się szlajać po całym zamku? A może zrobi jakiś wybuch i przykuję uwagę jakiegoś mocnego przeciwnika?Nie no wtedy mógłby ich tu przyciągnąć za dużo, a on ani Hidanem, ani samobójcą nie jest. A więc co może zrobić, żeby się nudzić? Chyba nie mówicie poważnie, że teraz będzie musiał się szlajać, nie wiedząc gdzie idzie i co ma zrobić?
Przecież on tak nie mógł!
I już myślał, żeby się zawrócić, kiedy ujrzał niedaleko jakąś sylwetkę. Przyodziana była w czarny płaszcz w czerwony chmurki, ale Deidarze to nie przeszkadzało. Wolał już użerać się z którymś z tych idiotów, niż łazić samemu i zanudzać się aż do bólu.
Natychmiastowo przyśpieszył, aż w końcu po dokładnym przypatrywaniu się i zmniejszeniu odległości rozpoznał w osobniku nikogo innego jak Kakuzu. Nie spodziewał się go tutaj. To znaczy na pewno nie samego. Wydawało mu się dziwne widzieć jego bez Hidana. Chociaż to by było jeszcze dziwniejsze, gdyby spędzali cały swój czas razem, lecz podczas misji spodziewał się ich zobaczyć razem, a już na pewno nie wyobrażał sobie, by Hidan poszedł sam i zostawiając przy okazji Kakuzu. Bo co prawda on i Sasori również się rozdzielili, ale obaj przyłączyli się jakiejś grupki (co prawda już do żadnej nie należał, ale to tylko los tak chciał).
- Co ty tu robisz sam? – W końcu Deidara, chcąc zwrócić na siebie uwagę, postanowił zadać mu nurtujące go pytanie. – Hidan gdzie?
- A bo ja wiem!
- Nie mów, że poszedłeś sam!
- Oczywiście, ci idioci, a już zwłaszcza ten pieprzony jashinista by mi tylko przeszkadzali.
- Niby w czym?
- Muszę mieć chyba z tej misji jakiś zysk, nie sądzisz? – odpowiedział i uniósł jedną brew do góry, jakby dziwiło go to pytanie.
- Nawet po takich świetnych przemowach Paina się nie zmieniłeś?
- Słyszałem w swoim życiu milion takich. – odparł oschle, choć Deidara mógłby przysiąść, że przez chwilę w jego oczach coś błysnęło. – Towarzysze. – Prychnął. – Oni kiedyś odejdą, a to pieniądze z tobą zostaną.
- To co mówisz jest naprawdę nielogiczne. To pieniądze, kiedyś stracisz, a ludzie jeśli prawdziwi nigdy nie odchodzą!
- Ta? I może jeszcze powiesz, że zostają w twoich sercach?
- No… w sumie chciałem to powiedzieć, ale uznałem to za bardzo szpanerskie, no w każdym razie chodzi o to, że… z resztą! Już i tak brzmię jak szpaner!
- Wcale nie zaprzeczam. – powiedział z uśmiechem Kakuzu. – To co mówisz jest typowo szczeniackie, jeszcze dowiesz się co się w życiu liczy.
- No tak zapomniałem, że ty przecież popijałeś herbatkę z pierwszym hokage, a potem pędziłeś na trening z pierwszym kazekage, by następnie nie spóźnić się na kolację u swojego dobrego przyjaciela Madary.
- Nie byłem w tak dobrych stosunkach z pierwszym hokage. – odparł, jakby słowa Deidary, były najpoważniejszą rzeczą jaką usłyszał. – W sumie to omal go nie zabiłem, nie chwaląc się i…
I tak zaczął opowiadać o całym swoim życiu, o tym jakie to były kiedyś wioski, jaki był system wiosek, jacy wszyscy byli parszywi i niegodni zaufania, a Deidara nie miał nic innego jak słuchać opowieści starego człowieka, którym - nie ważne jak na to patrząc - był.
~*~
- Więc w końcu są. – Nishi już od kiedy tu tylko została brutalnie wpakowana przysłuchiwała się ich rozmową, które toczyły się pod drzwiami, jako iż byli ich strażnikami, choć szczerze mówiąc nie byli tu kompletnie potrzebni bo i tak byli skrępowani. To co powiedziała Murao, nagle bardzo ją zaciekawiło.- Co to znaczy „w końcu” sama przecież powiedziałaś, że nie powinni się zjawić.
- No nieważne! Ale skoro już są to chyba dobrze, nie?
- Niby czemu?
- Możemy się trochę zabawić, co ty na to?
Usłyszała jak Naoki zaśmiał się obrzydliwie, lecz nagle oboje ucichli.
- Zapytam się Hiroe czy możemy iść… - Teraz zrobiła jeden krok, lecz zaraz się zatrzymała.
- Nemuri-san, co ty tu robisz? – Zwrócili się do nowo przybyłej kobiety niemal z takim samym szacunkiem jak do tego Hiroe czy jak mu tam.
- Od teraz ja mam pilnować więźniów, a wy możecie się zająć wrogami. – powiedział aksamitny, kobiecy głos. Był taki piękny, że przez chwilę Nishi myślała tylko o tym jak on brzmiał, a nie skupiła się na słowach, jednak nieco chropowaty głos Murao natychmiast ją ostudził.
- Polowanie na Akatsuki czas zacząć!
Nishi ze świstem wciągnęła powietrze w płuca.
- Najpierw zajmijcie się medykiem. – powiedziała kobieta, ale tym razem już nie dała się urzec jej głosowi. Oni tutaj są! To niesamowite! I Hinata przekonała Sakure, a skoro one dwie przyszły to na pewno są także Sasori, Deidata, Itachi, Kisame oraz… Sasuke.
To, że brunet mógł się tutaj naprawdę pojawić rozlało w jej wnętrzu przyjemnie ciepło, jednak nieco się ostudziła, przypominając sobie dokładnie dlaczego jak już coś by tu był. Sakura Haruno- dziewczyna, do której wyraźnie coś ma, która właśnie tutaj się znajduję, co oznacza, że nie chodzi tu o nią. Chociaż może jednak jakaś jego cząstka zamartwiła się o nową w organizacji.
Uśmiechnęła się do siebie i spojrzała na śpiącego Nica. Musi mu szybko powiedzieć! Poczłapał w jego stronę, po czym mocno szarpnęła. Wydał z siebie pomruk, który równie dobrze mógł znaczyć jakieś przekleństwo kierowane w jej stronę, ale teraz wyjątkowo to zignorowała i szarpała dalej.
- Co chcesz?! – warknął, otwierając szeroko oczy, a widząc jej radość, naprawdę się zdumiał.
- Akatsuki tutaj są! – szepnęła, a on rozdziawił buzię i spojrzał na nią jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
- Niemożliwe!
- Ale jednak! Przyszli po nas! To jednak nie są takie dupki jak to mówiła Murao!
- No i to są jednak spoko ludzie, nawet ten niewypał!
Oboje się zaśmiali i usiedli razem, wgapiając się w drzwi przed nimi, jakby spodziewając się wybawienia, jakby spodziewali się, że w każdym momencie może tu wejść jakikolwiek towarzysz i powiedzieć im, że są bezpieczni i mogą się stąd zmywać. Tylko na to czekali i wiedzieli, że wkrótce tu przyjdą.
~*~
Szli spokojnym tempem, starając się zachować ostrożność, choć wybrali się w czwórkę i to dość silną ekipą, a do tego mieli medic ninje. Sakura, Sasuke, Itachi i Sasori maszerowali wolnym krokiem przed siebie, zastanawiając się czy już odkryli ich obecność w tym starym zamczysku. Sakura wolałaby zostać tutaj niezauważona, ale wiedziała, że to niemożliwe. Zapewne niedługo kogoś napotkają i rozpęta się piekło.- Ktoś się zbliża! – powiedział Itachi i spojrzał na Sakure. – Póki nie musimy walczyć, będziemy uciekać!
- Co?! – Może i się bała, ale nie mogła wytrzymać tego, że mają uciekać z podkulonym ogonem.
- Jesteś naszym jedynym medic ninja, a kto wie czy może po walce ktoś nie będzie tańczył na granicy między życiem, a śmiercią, a ty okażesz się jedyną nadzieją.
- Ale zawsze stawałam do walki!
- Nie możemy ryzykować, a sama nie możesz uciekać i się od nas rozdzielać, więc raz dwa, ludzie! Nie mamy czasu!
Wszyscy poderwali się do biegu i w tym samym momencie już wszyscy usłyszeli zbliżających się do nich szybko wrogów. Przyśpieszyli tempa i chyba nieco ich wyprzedzili, aczkolwiek nadal słychać było miarowy tupot stóp. Zaraz? Czy nie było czasem dwóch osób? Teraz wyraźnie słychać tylko jedną… nie… teraz znowu słychać dwoje. I jedno jest coraz bliżej i to nie za nimi, tylko… obok. Właśnie przebiegali przez skrzyżowanie korytarzy. Czas się nagle jakby zatrzymał, gdy Sakura przekręcała głowę w prawą stronę, widząc biegnącą wprost na nią postać muskularnego mężczyzny z nieprzyjemnym uśmiechem na twarzy. Miecz miał wyciągnięty przed siebie. Sekunda i zaraz będzie obok niej, trzymając katane, która przebije jej serce. Teraz nie zdąży! Nie zdąży uniknąć, ani się nawet zasłonić! Już myślała, że po niej, kiedy osoba z tyłu mocno popchnęła ją do przodu, a ona zrobiła dwa koziołki i wylądował na zimnej podłodze. Czas zaczął normalnie upływać, a do jej uszu dotarł szczęk ostrzy. Kto był za nią?!
Odwróciła głowę i ujrzała stojącego na jej miejsce Sasoriego. Może miecz nie przeszył jego serca, jednak dokładnie widziała przy boku ogromną szramę, tuż pod pachą. Sparował uderzenie, zmieniając lekko tor lotu. Uratował jej życie. Mogła już leżeć tam martwa, ale on jak zawsze o niej pomyślał i był jej wybawicielem.
- Sasori… - szepnęła, a on spojrzał w ich stronę. Nie. Spojrzał w jej stronę. Jakby chciał zapamiętać te piękne różowe włosy i intensywnie zielone tęczówki. Mimo, iż twarz wykrzywiał grymas bólu i złości, to jego oczy nadal pozostały niezmienione. Ten sam spokój i miłość do tej dziewczyny.
- Uciekajcie. – syknął krótki rozkaz, a Itachi szybko kiwnął głową i złapał Sakure za rękę i nieco brutalnie pociągnął ku górze, ale tego potrzebowała. Musiała zostać jakoś sprowadzona na ziemie.
- Murao za nimi! Ja zatrzymam tego klienta i zaraz do ciebie dołączę! –wrzasnął Naoki.
- Jasne!
Ostatni raz posłała Sasoriemu krótkie spojrzenie i zamknęła oczy, by zatamować łzy.
- On wróci. Nie martw się. – Usłyszała szept Sasuke, lecz nie odpowiedziała mu. Teraz potrzebowała chwili wytchnienia, przed walką jaka zaraz się stanie. Bo wiedziała, ze prędzej czy później Murao ich dogoni i będą zmuszeni do zmierzenia się z tą dziewczyną. Zamknęła oczy na dłuższą chwilę i przełknęła ślinę, czując nieprzyjemna gulę w gardle. Nie podda się dla Sasoriego! Nigdy nie przegra!
~*~
Sasori posyłał swojemu wrogowie jeden ze swoich obojętnych spojrzeń, mówiący na wstępie, że nie jest dla niego żadnym przeciwnikiem, ale ten nie klęczał pod naporem jego wzroku, wręcz przeciwnie. Nadal się uśmiechał pewny swoich umiejętności i tego, że zwycięży z nim w walce. Taka zuchwałość nieco denerwowała Sasoriego, ale nie dał po sobie tego poznać.- Sasori Akasuna, co? Cholernie dobry shinobi z wioski piasku posługujący się marionetkami. Podobno zabiłeś nawet trzeciego Kazekage i przyłączyłeś go do swojej kolekcji, to prawda czy plotka?
- Ocenisz to podczas walki. – uciął krótko. Nie lubił przed pojedynkami prowadzić bezsensownych wywodów, ale temu gościowi najwidoczniej to było potrzebne, bo nadal patrzył na niego wyczekującą, myśląc, że może jeszcze coś doda. Chwilę z nim porozmawia, powalczy i będzie po problemie. Trzeci Kazekage to nie był zły pomysł. Zajmie się nim szybko i dość widowiskowo. W końcu na trzeciego kazekage i jego pojedynki zawsze warto popatrzeć.
- Słyszałem też, że twoje całe ciało to jedno wielkie drewno, no wiesz, stary, ludzie mówią, że jesteś marionetką.
- Chyba za bardzo przysłuchujesz się innym ludziom. – odparł zgryźliwie, mając już tego dosyć. Zaraz wyjmie zwój i bez ostrzeżenia zaatakuję go jakąś marionetką, pozbawiając go tym czasem przeżycia jednego z najlepszych pojedynków w jego życiu. Bo kto jak kto, ale Sasori nie był znowu jakimś łatwym przeciwnikiem.
- Możliwe, ale lubię wiedzieć co nieco na temat moich wrogów, współpracujesz z Deidarą, z tym z wioski Kamienia?
- Zamierzasz, gadać czy walczyć? – syknął i już nie mogąc wytrzymać w jednej wyjął i rozwinął zwój ze swoimi marionetkami, ani razu nie spuszczając wzroku z Naokiego. Chłopak nic nie zrobił po za tym, że westchnął i wzruszył ramionami.
- Chciałem po prostu, żebyśmy się zaprzyjaźnili, ale jak wolisz, dla tych, których nie lubię bywam mniej pobłażliwy. – powiedział i coś błysnęło w jego niesamowicie zielonych oczach, nawet bardziej zielonych niż tęczówki Sakury.
Sasori zignorował jego uwagę, nic już nie chcąc mówić, by nie zaczynać z nim kolejnej konwersacji i wyszukał odpowiedniego tytułu. Trzeci. Dotknął pieczęci i przed nim pojawiła się kukła rozmiarów ludzkich z przysadzistą ilością włosów. Sasori schował zwój i nicami chakry złapał za niemal każdą kończynę Kazekage. Naoki patrzył z uśmiechem, jak Sasori niewątpliwie czeka na jego ruch, ale ten jak na razie nie zamierzał nic zrobić. Lubił wyprowadzać z równowagi swoich rywali i chyba Sasori już był mocno wkurzony.
- Pośpiesz się. – syknął, na co Naoki nieco się zdziwił, jeszcze nikt nigdy nie powiedział mu takich słów, kiedy przedłużał pojedynek, zazwyczaj z niego szydzili, że już się boi i że lepiej żeby się poddał, a ten czeka i mówi mu takie coś. Brązowe tęczówki spojrzały na niego po raz kolejny i tym razem czuł, że czymś wytrącił go z równowagi. – Wiedz, że nienawidzę czekać.
I wtedy przypomniał sobie z jakich słów zawsze słynął lalkarz, powtarzał je niemal notorycznie. Czyli jednak plotki mówią prawdę.
- O przepraszam, zupełnie o tym zapomniałem. – Wyszczerzył się i tym razem po raz pierwszy postanowił zrobić jedyny wyjątek i rozpocząć pojedynek. Wyjął swoją katanę, a jego oczy jakby rozjarzyły się dziwnym czerwonym blaskiem.
Sasori, choć zdziwiony nie zamierzał być już wytrącony ze swoje rytmu, tylko dlatego, że kolor tęczówek mu się zmienił. Choć zanotował to sobie w pamięci, wiedząc, że może to do czegoś prowadzić. Przyglądał się mu bacznie, ale widząc, że jedynym ruchem chłopaka było wyjęcie miecza, zdecydował się by to jego cios padł pierwszy. Dokładnie wiedział, którymi palcami zacząć poruszać, by odpowiednio Kazekage podniósł rękę z mieczem i zaczął szybować wprost na Naokiego. Kontrolowanie jednej lalki to łatwizna, sztuka zaczyna się przy stu, choć taka liczba również nie stanowiła dla niego zbyt dużego problemu.
Miecz kazekage został sparowany i niemal od razu Sasori, zauważając to zaoponował, podrywając dłoń z mieczem do góry i ponownie, atakując jego odsłoniętą lewą stronę. Niestety to również sparował. Rozpoczęła się szermierka, pełna uderzeń w przeróżne strony, wydające się najbardziej odsłonięte. Naoki był chyba w pełni pochłonięty pojedynkiem, skupiając swe spojrzenie na mieczu, więc Sasori zamierzał oczywiście tą okazję wykorzystać, z rękawa Trzeciego zaczął się wysypywać magnetyczny piasek. Miał oczywiście milion możliwości zabicia Naokiego i to o wiele łatwiejsze od tego tutaj. Mógł wyjąć drugi miecz nasączony trucizną i choćby go tylko drasnąć. A działo się tak dlatego, iż pomimo, że Naoki możliwe, iż był silnym ninją to jednak nienauczony robienia dwóch rzeczy w tym samym momencie. Jeśli był skupiony- w tym przypadku na Kazekage- to tylko na nim, nie zdawał sobie już sprawy, że tuż za Trzecim znajduję się Sasori, który nie musi wcale tak dużo trudu poświęcać na kontrolowanie swojej lalki, a wręcz przeciwnie ma teraz tyle możliwości, że ta wymiana mieczy trwa tak długo, ponieważ sam nie może się zdecydować. Jednak pomyślał, że skoro już przyzywał Trzeciego to warto oddać mu cześć i użyć Jitonu.
Żelazny piasek wysypał się i zaczął krążyć pod stopami Naokiego. Sasori już zamierzał, sprawić, żeby piasek owinął go samego, kiedy w tym samym momencie, którym żelazo spowiło lewie jego palce, on przerwał wymianę mieczy i unikając przy okazji ciosu sprawnie zrobił fiflaka* i odbiegł na bezpieczną odległość od żelaznego piasku.
Sasori uśmiechnął się pod nosem. Może jednak będzie ciekawiej niż sądził. Piasek natychmiastowo podniósł się wysoko w górę i zaczął podążać za Naokim, który jakimś sposobem wiedział, że trzeba tego uniknąć. Chciał się zbliżyć w stronę Sasoriego, co chwilę zerkał w jego stronę, zastanawiając się jak zmniejszyć dystans.
„Czas zwiększyć poprzeczkę, zważywszy na to, że chyba piasek już cię nudzi”. –pomyślał i poruszył jednym palcem, dał do zrozumienia Trzeciemu, żeby jego prawa ręka otworzyła cię i wystrzeliła miliony igieł w stronę Naokiego. Najwidoczniej się mocno wkurzył takim obrotem spraw. Musiał przez cały czas uciekać, przed śmiercionośnymi brońmi, a Sasori pozostawał tam, nawet nie w zasięgu jego wzroku. Pomyślał, że w końcu jednak trzeba tego użyć, choć powinien niemal zrobić to od razu, jednak tak fajnie mu się walczyło na miecze, zdecydowanie wolał używać katany niż nin-jutsu, ale z takim przeciwnikiem nie miał za bardzo wyboru.
Sasori przyglądał się jego ruchom. Precyzyjnie odbijał każde strzał i jednocześnie uciekał przed piaskiem. Zdążył już pewnie zauważyć, że senbony były zatrute, bo strzegł się ich bardziej niż piasku. W tym samym monecie zrobił gwałtowne odbicie w powietrze, a zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy jakoś nie miał zamiaru zmniejszyć odległości, tylko wziął rękojeść w zęby, a ze swoich rąk stworzył parę pieczęci.
- Kesshō no Yoroi!
O ile niczego nie przegapił to nic się nie stało, a więc jak najszybciej skierował igły w jego stronę, wykorzystując to, że tak bardzo się odsłonił. Co było z jednej strony dość dziwne, bo jeszcze niedawno kurczowo się trzymał byleby nie być zranionym. I kiedy pierwszy senbon odbił się od jego skóry i zobaczył na niej jakiś dziwny blask i wtedy Sasori zrozumiał. Kryształowa zbroja. Pokrył swoją skórę kryształem! Skądś znał ten kekkei genkai, kojarzył mu się z ich starym przyjacielem- Orochimaru.
- Ej ty! Byłeś kiedyś obiektem badań O… - Nawet nie zdążył dokończyć, bo chłopak odbił tak mocno igłę, że omal nie trafiła go w twarz. Na szczęście szybko zrobił unik.
- Nie wymawiaj tego imienia. – syknął. – Z resztą, od kiedy nagle zrobiłeś się taki wygadany?
- Po prostu myślę, że ten gość, którego imienia najwidoczniej nie lubisz, miał obiekt badań o takich samych umiejętnościach.
- Tym obiektem badań była moja siostra- Guren.
- No tak, rzeczywiście. – uciął, postanawiając znów się skupić na pojedynku. Od kiedy ten gość miał ten kekkei genkai musiał nieco uważać. Chłopak najwidoczniej przymierzał się do kolejnego ataku, wiedział, że teraz senbony są mu niegroźne, więc jednym ruchem palca zamknął otwór prawej ręki. Postanowił poczekać na jego ruch, a później użyć na niego dymu trucizny.
Chłopak widząc, że lalkarz postanowił dać mu pełne pole do popisu, natychmiast wylądował na ziemi nie zwracając uwagi już na piasek.
- Shōton: Omiwatari no Jutsu! – Przytrzymał ręce na ziemi, z której z zadziwiającą prędkością, zaczęły się tworzyć ostro zakończone kryształy, brnące wprost na Sasoriego. Natychmiast uskoczył w górę, ale kolce jak na złość się powiększyły. Kilkoma ruchami palców przyzwał piasek do siebie i w ostatniej chwili się nim zasłonił, jednak kryształy powoli zaczęły się przez niego przebijać. Odskoczył w ostatniej chwili, kiedy ostro zakończony czubek jedynie drasnął go w policzek. Oddalił się szybko od toru porośniętego kryształowym lasem.
„To będzie naprawdę ciekawa walka, może nawet zdążę się rozruszać?”
~*~
Pędzili przed siebie prostym korytarzem, tracąc rachubę czasu i miejsca. Nie wiedzieli ile już biegną, jednak zamek posiadał co chwilę jakieś zakręty i nie miał jeszcze żadnej ślepej uliczki, więc póki co jest dobrze. Jedynie najgorsze jest to, że ta dziewczyna cały czas za nimi podąża. Itachi jako lider grupy, biegł z zauważalnym wyprzedzeniem, co chwilę kierując ich w jakiś korytarz. Jednak zdał sobie sprawę z tego, iż dziewczyna im nie odpuści i będą musieli jednak stanąć do walki. Widząc przed sobą dwa rozwidlenia oraz wejście do jakiejś dużej Sali, zdecydował się wejść do tego ogromnego pomieszczenia i tam rozpocząć sparing.- Ruszamy na prosto i tam ja i Sasuke rozpoczniemy walkę. – Zwrócił się do dwójki i oboje kiwnęli choć Sakura z widoczną niechęcią.
Wbiegli do pomieszczenia i tam zatrzymali się i wsłuchując się w miarowy bieg Murao. Wkrótce do nich dołączyła powoli, wchodząc do pomieszczenia. Uśmiechnęła się na ich widok, po czym zamiast na nich spojrzała bardziej w prawą stronę, uśmiechając się jeszcze szerzej. Oni również przenieśli tam wzrok i dopiero teraz ujrzeli tam chudą dziewczynę o liliowych tęczówkach i o włosach wahającego się w kolorze pomiędzy ciemnym blondem, a jasnym brązem. Mimo wszystko było bardzo ładne, związane w warkocz i przewiązane bandażem. Jej mina wyglądała tak jakby właśnie uleciała z niej cała radość, a może po prostu była tak poważna? Miała na sobie szare leginsy połączone z butami, a na to zarzuciła kimono z wyciętym materiałem przy barkach i po bokach jej nóg. Rękawy miała długie i za szerokie, ale chyba specjalnie takie nosiła, bo nawet się na kwapiła, by je lekko podwinąć i dać swoim rękom wolną drogę to wykonywania pieczęci czy trzymania miecza. Tunika była w kolorach liliowych, szarych i czarnych, były one bardzo delikatne i subtelne tak samo jak ich właścicielka. Niemal od razu poznali jej imię, które zazwyczaj było używane do osobników płci męskiej.
- Sora! Widzę, że ty też przyszłaś się zabawić! – wykrzyknęła Murao, a Sora zaszczyciła ją niezwykle krótkim spojrzeniem, po czym znowu przeniosła wzrok na swoich wrogów, mierząc każdego od stóp do głów.
- Trzeba zabić tą medic ninje. – Wskazała ruchem głowy wprost na Sakure, przy okazji podchodząc do Sory.
- Ale najpierw trzeba się pozbyć tej dwójki, a to nie będzie proste zadanie. – mruknęła tak cicho, że cała trójka ledwie to usłyszała.
- To będzie ciekawa walka. – Uśmiechnęła się i w tym samym momencie Iatchi i Sasuke aktywowali swoje sharingany, przy okazji ten drugi wyjął miecz i jednocześnie stanęli przed Sakurą, jakby chcieli ją osłonić swoim ciałem.
- Bardzo ciekawa. – zgodziła się Sora.
*fiflak - KLIK
BANG!
Katastrofa zbliża się wielkimi krokami, pytanie więc dla kogo?
SCENY WALKI!
MĘCZĘ SIĘ I TO POTWORNIE, BO TO NAPRAWDĘ TRUDNE I NIE MAM POJĘCIA DLACZEGO PO PROSTU NIE ZROBIŁAM SKRÓCONEGO OPISU(ale czuję, że tutaj miał udział mój sentyment do walk w Naruto, zawsze były takie barwne), CHOĆ PRZYZNAJĘ, ŻE WALKĘ SASO I NAO OPISYWAŁO MI SIĘ FAJNIE.
Następne walki szły mi nieco gorzej, aczkolwiek z Saso i Nao współpracowało się dobrze ^ ^
Postanowiłam sobie, że wstawię rozdział 35, gdy 36 będzie gotowy, a więc jako iż dzisiaj dotrwałam do ostatniego zdania to od razu wstawiam 35 *(^o^)*
A i co do scen walk mam cichą nadzieję, że nie są nudne xD Bo tak trochę się nad nimi namęczyłam i jestem z siebie dumna xD
No i to wszystko xD
Pozdrawiam i przesyłam buziaki ~~~~ :*
No nieźle wszystko się rozkręca. Walki...walki nie wychodzą ci tragicznie ;)
OdpowiedzUsuńDeidara jak zawsze roztargniony hahahah xD, Potem rozmowa z Kakuzu xD...O bardzo starym człowieku :D . Nawet znał Madarę xDD. No nieźle xD
Ta walka Sasori'ego bardzo mnie ciekawi ^ ^
Wgl Ta obrona Sakury xD Dwa sharingany i to bardzo dobre, nawet ja bym się bała xD
No rozdział mi się podobał :D Czekam na więcej :P
Starrk: Ja również :D
O Starrk ty żyjesz xD
Starrk: Głupia, a czemu mam nie żyć ?!
Nie wiem tak jakoś xD
No dobra Pozdrawiam :* i czekam na więcej
Starrk: Powtarzasz się
Cicho.
~Livka chan and Starrk
AAAAAA ! jestem ! Oczywiście byłam zaraz po tym jak opublikowałaś rozdzialik, ale nie chciałam zostawić jakiegoś szmelcu typu " rozdział fajny, ale nie mam nic więcej do dodania".... Mam nadzieję, że mi to wybaczysz ! <3
OdpowiedzUsuńPrzejdźmy do rozdziału xD
SASOOOORKU !!!! MÓJ TY BOHATERZE ! Poświęca się dla Saki <3 <3 <3
*ma ślinotok i wali głową w lapka* A Saki taka nim przejęta :3 :3 KOCHAM,WIELBIĘ I CHCĘ WIĘCEJ ! ^^
Dejuś-gejuś się zgubił....co za pacan xD strzeliłam facepalma przy tym momencie xd Ale i tak go kocham i uwielbiam ! <3 <3
Co do walki to jest dobrze ! :D Z własnego doświadczenia wiem, że jest to ciężki orzech do zgryzienia, i w tym momencie Cię podziwiam :3 Samo to, że wykorzystałaś technikę kryształu jest ekstra ! ^^ Fakt faktem, Guren jakoś nie przypadła mi specjalnie do gustu, ale za to jej techniki już bardzo ^^
Itaś(<3) i Sasek bronią Saki, no no :3 ich przeciwnicy będą mieli ciężko i to baaardzo ^^
noooo! Rozdział mi się podobał, bardzo,bardzo,bardzo!!!!! <33333 I DAWAJ MNIE TU NASTĘPNY KOBIETO BO KONAM ! ;______________;
a co do Twoich komci u mnie, to tak się uśmiałam, że głowa boli xd ogólnie to skurcze żołądka były obecne, łzy w oczach też i bliskie spotkanie z podłogą xDDD
Oczywicha,że do mnie pisz ! <3 moje ramiona są otwarte! zagłębimy się w wspólnych fantazjach SASASAKU, SAKUDEI, DEIHINA, no i jak lubisz to SASODEI xDDD i dochodzi jeszcze AOMINEEEEEEEEEE ! *niahahahahahahaahahahahahahahah* ( między nami to mam ochotę go zgwałcić, ale nie wygadaj się oky ? ;> )
To ja żegnam, czekam na więceeeeej ! :***
POZDERKI <3
Szczerze powiedziawszy to przez przypadek trafiłam dziś na tego bloga i od razu się w nim zakochałam ^.^ Świetna i oryginalna historia *,* Jak już zaczęłam czytać tak nie potrafiłam przestać :3 Przeczytałam wszystkie 35 rozdziałów jednym tchem :D Co prawda nigdy nie przepadałam za Sakurą więc chętniej czytam te fragmenty w których jej nie ma, no ale jak to mówią nie można mieć wszystkiego :P Świetne opisy sytuacji i nieliczne błędy stylistyczne, które w jakiś sposób oddają indywidualizm postaci ]:> Już nie mogę się doczekać co wydarzy się dalej :* Życzę mega weny twórczej <3
OdpowiedzUsuńChcę więcej!
OdpowiedzUsuńmiesiąc minął a tu nie ma 36... :'(
OdpowiedzUsuńłełełełełe :((((((
35zajebisty jak z reszta zawsze wszystkie rozdziały :D
prędzej diabeł strzała amora trafi mnie i naszego proboszcza niż Deidara zepnie poślady i wyzna miłośc Hinacie!!
nie mogę się doczekać tego momentu *.*
ale błagam Cię! - nie zrób z tego jakiegoś romansidła! błagam! błagam!
<3
tak tak wiem... [jeśli dobrze pamietam] to nigdy wczesniej nie komentowałam ale jestem zbyt leniwa y to robić :( i uwierz mi ze na pewno jest o wieele więcej takich osób jak ja także nie smutaj jak widzisz taką małą ilośc komentarzy :;-))
opowiadanei jest MEGA W KOSMOS ODJECHANE KURDE ZAJEBISTE!!! *.*
nigdy nei lubiłam Sakury :/ ale jak już połączyłaś ją z Sasorim + która nie che Sasuke to mogę ja tolerować :P
Saso najlepsza postać! no normalnie jakby miał rozdwojenie jaźni xd w sensie wcześniej taki poważny i wgl a tutaj taki zboczuch i kochaś :P
Dei jak zawsze zjeb i słodziak :3 no i boska kochana Hinatka która powala wszystkich ^^
a tak wgl to dodałabym Hidanowi jakieś martwe dziwki, tak mu na podnietę :))
a Pein jak dopierdolił z tą pzremową to kurwa kopara opadła mi normalnie, widać że kryje się tam gdzieś człowiek ^^
mam nadzieję że niedługo coś dodasz bo ciekawość nerke mi już zeżarła XP
mój komentarz jak zawsze bez ładu i skłądu [dla tego ich nei piszę xd]
WENY życzę <3
całusy, sarah ;3