"Ludzka siła wyrasta ze słabości."
Ralph Waldo Emerson
Kupiły
jedzenie na dzisiaj i jutro. Pogoda na dworze była okropna, lecz chyba jak zawsze w wiosce deszczu. Ciągle padał deszcz, a niebo było zachmurzone niemal zawsze. Jak można tyle wytrzymać nie widząc, choć niemych przebłysków słońca? Oprócz tego wszyscy tutaj czcili Paina, a za anioła brali Konan. To było idealne miasto dla Akatsuki. Teraz jak na to patrzeć ta osada zawsze była ściśle chroniona. Musiały mieć wiele szczęścia, że dostały się akurat, wtedy kiedy jakiś naprawdę nieuważny strażnik pilnował bramy. Wóciły do hotelu, już miały pomaszerować w stronę
pokoju, lecz zatrzymała ich recepcjonistka.
- Witam z
powrotem. – przywitała się z uśmiechem. - Goście, z którymi dzielicie łazienkę
właśnie wrócili.
- Dziękujemy
bardzo. – powiedziała grzecznie Hinata i ruszyła razem z Sakurą w stronę
pokoju. – Ciekawe kto to?
- Też jestem
ciekawa. - odparła, jednak nie okazując przy tym tyle entuzjazmu co przyjaciółka.
- Wiesz tam na
pewno jest jakiś mężczyzna.
- Skąd to niby
wiesz? - Uniosła brew do góry, spodziewając się, że zaraz wypali, iż używała
Byakugana prześwietlając ich cały pokój albo co gorsza jeszcze tam weszła!
- Obejrzałam
łazienkę i na samym środku leżały bokserki. – odpowiedziała zawstydzona.
Sakura zaczęła
się śmiać. Jednocześnie ogarnęła ją też ulga, że Hinata nie jest paranoiczką z jej myśli.
- No to miałaś
ładny widok.
- To nie jest
śmieszne! – wykrzyknęła Hinata. – Będę miała uraz psychiczny.
Weszły do
pokoju. Od razu powkładały wszystkie zakupy. Sakura położyła się na łóżku, a
Hinata siedziała przy stole. Pukała nerwowo palcami o blat stołu, a spojrzenie
pełne obawy kierowała prosto w łóżko, na którym próbowała zasnąć Haruno.
- Boję się, że
dzielimy łazienkę ze zboczonymi mężczyznami. – przyznała w końcu Hinata.
- Nie bój
żaby, znam cię. Pamiętasz jak kiedyś poszłaś odwiedzić Naruto i był centralnie
przy twojej twarzy, ty go wtedy walnęłaś tak z czoła, że poleciał na kilka
metrów. – Sakura zaczęła się śmiać.
- Byłam
zakłopotana i to działo się tak szybko. – zaczęła się tłumaczyć. –Po za tym to
był Naruto, a tu kompletnie obcy mężczyzna.
- A skąd
wiesz, że to nie jakieś małżeństwo?
- Też tak
myślałam… Ale coraz bardziej mam do tego wątpliwości…
Ich rozmowę
przerwało pukanie. Obje spojrzały się w stronę drzwi.
- A co jeśli
to ci mężczyźni? – zapytała zakłopotana Hinata.
- Uspokój się!
– krzyknęła Sakura. – Ja otworzę.- Podeszła do drzwi, pewnie je rozwarła i jej
oczom ukazał się blondyn z podobną fryzurą do Ino, ubrany w sprawne dżinsy i
czarną koszulkę, na jego twarzy widniał głupkowaty uśmiech, tuż obok niego stał
gość, którego Sakura dobrze znała. Miał czerwone, rozwichrzone włosy, brązowe,
przy ćpane oczy, na sobie miał beżową bluzkę i niebieskie dżinsy. – Akatsuki! –
Hinata spojrzała się tam gdzie stała Sakura i lekko pochyliła głowę tak, żeby
spojrzeć czy aby jej się nie pomyliło. Widząc ich zrozumiała, że raczej jej się
nie przywidziało.
- Ty! – Sasori
wskazał palcem na Sakure. Świdrował ją chłodnym spojrzeniem przez które, co
chwilę przechodziły iskierki nienawiści.
- Znasz ją? –
zapytał Deidara, patrząc się to na nią, to na niego.
- Była jedną z
przyczyn mojej śmierci.
Deidara się
uśmiechnął.
- Co za
zrządzenie losu! – powiedział rozbawiony, mając w tej chwili wielką zabawę z
zaistniałej sytuacji.
- Dobrze
powiedziane – zgodziła się Sakura. – Mamy do was sprawę.
- „My”?
– zapytał Deidara, myśląc że jest tu tylko Haruno.
- Hinata chodź
tu!
Hyuuga
niepewnie podeszła do Sakury. Nadal jednak bała się im pokazać, dlatego lekko
wychyliła głowę zza pleców swojej przyjaciółki. Zlustrowała obojga speszonym
wzrokiem, zastanawiając się, do kogo należały tamte bokserki. Wkrótce zdała
sobie sprawę, że nie powinna myśleć o takich rzeczach w takiej chwili!
- Och, widzę,
że chowasz tutaj ładną lalunię. – Uśmiechnął się Deidara.
- Daruj sobie
komplementy względem Hinaty. – powiedziała chłodno Sakura. – Jak już mówiłam
mamy do was sprawę.
- Jaką? –
zapytał Sasori.
- Wejdźcie –
Sakura otworzyła szerzej drzwi i wpuściła ich do środka. Weszli do środka,
jednak zachowując przy tym odpowiednią ostrożność. Rozglądali się niespokojnie
po pomieszczeniu.
- Wyluzujcie,
przecież we dwie nie dałybyśmy z wami rady, a jesteśmy tylko my. – powiedziała
Sakura
- Tak, więc
czego chcesz? – zapytał zniecierpliwiony Sasori. Naprawdę ostatnie na co miał
ochotę, to wysłuchiwać tego, co mają do powiedzenia te smarkule.
- Chcemy
dołączyć do Akatsuki. – powiedziała pewnie Sakura i w tej chwili zapadła cisza.
Było słychać tykanie zegara. Jakimś sposobem nawet ten głupi blondyn ucichł.
Sasori spojrzał się na nie jak na jakiegoś głupka.
- Słucham? –
zapytał. –Wydaję mi się, że się przesłyszałem.
- Nie. –
odparła hardo Sakura. – Chcemy dołączyć do Akatsuki.
- Pewnie teraz
myślicie, że przyjmiemy was, zaprowadzimy do bazy i wasz plan się spełni.
- O czym ty
mówisz? – zapytała Sakura.
- Nie udawaj
głupią. – odparł chłodno Sasori. – Wy jesteście przynętą i jeśli was tam
zaprowadzimy to pewne, że ktoś za wami pójdzie. A nawet jeśli nie to, to na
pewno chcecie pobyć przez chwilę w Akatsuki i zebrać informację, a potem
odejść.
- To
zrozumiałe, że macie takie podejrzenia – powiedziała Sakura, zaskakując tym
samym Hinate, która nadal cicho stała tuż za nią. – W końcu przypadkowo
spotykacie dwie zżyte ze swoją wioską dziewczyny, mówiące że chcą ją zdradzić.
Dziwne. Prawda?. – Sakura się chwilę zatrzymała aby spojrzeć na twarze
mężczyzn. – Pewnie się też zastanawiacie „nawet jeśli naprawdę chcą do nas
dołączyć, to jaki mają cel?”, jeśli chcecie wiedzieć to jest to„siła”. Prosta
rzecz, ja i Hinata mamy dość traktowania nas jak słabeuszy, może dla was to
dziwne dlaczego chcemy z tak prymitywnej rzeczy opuszczać swoje rodzime wioski,
ale takie już jesteśmy, nie jesteśmy takie jakie każdemu się mogło zdawać,
wioska nic dla nas nie znaczy, no przyjaciele może coś znaczą, jednak trzeba
oderwać się od kołyski. Ja i Hinata właśnie próbujemy to zrobić, więc proszę
przyjmijcie nas do Akatsuki. – Jej oczy
były pełne determinacji i nie zdradzały, ani trochę kłamstwa. Sam jej głos był przekonujący,
ani na chwilę się nie załamała. Jakby na to nie patrzeć to trzy czwarte to, co
powiedziała było prawdą.
Sasori
westchnął. Znów nastała chwila ciszy, a dziewczyny trzymały kciuki, aby
wypowiedź Sakury zabrzmiała wiarygodnie i aby im zaufali.
- Nie ma mowy
– powiedział po chwili.
- Sasori,
pozwólmy im spróbować. – przekonywał Deidara,
sam nie wiedząc po co je broni. Być może podobało mu się ich determinacja. To najbardziej cenił w ludziach, którzy urodzili się po prostu przeciętni, nie tak jak ci geniusze Uchiha, ale chcą ich przewyższyć!
- Nie możemy
narażać naszej organizacji!
- W takim
razie niech spotkają się z Tobim.
Sasori
popatrzył na proszące oczy dziewczyn, a potem przeniósł wzrok na Deidare.
- Dobra niech
wam będzie, ale jeśli podczas drogi coś się stanie, to ty bierzesz za to
odpowiedzialność – Z Deidary ponownie przeniósł wzrok na dziewczyny. – I wy
same będziecie musiały z nim rozmawiać.
Sasori jak
widać skończył i wyszedł z ich pokoju. Haruno długo patrzyła się na otwarte na
szerz drzwi, mając w oczach małe światełka szczęścia.
- Bałwan –
skomentowała Sakura, a Deidara się zaśmiał.
- Sorki za
niego. Jest strasznie drętwy i zgorzkniały.
- Zauważyłam –
powiedziała Sakura
- A i przy
okazji jestem Deidara, a wy?
- Jestem
Sakura Haruno, miło mi – uśmiechnęła się ciepło.
- Hinata
Hyuuga. – powiedziała niepewnie.
- Jej! Klan
Hyuuga, nieźle. Przydasz nam się. No, a ty masz jakieś specjalne zdolności?
- Jestem
medykiem, uczennicą czcigodnej Tsunade. – odparła dumie.
- A no tak, to
ty znalazłaś antidotum na truciznę Sasoriego.
- Widać jestem
znana.
Zaśmiali się.
- Jutro
wyruszamy o godzinie dziewiątej, ja po was przyjdę, ponieważ Sasori na pewno
nie będzie chciał na was czekać.
Uśmiech Sakury
nagle znikł, a wstąpiło na jego miejsce podejrzliwość. Coś tu nie grało... To
było zbyt dziwne...
- Jedno
pytanie – zaczęła, a Deidara spojrzał na nią pytającą. – To dziwne, że nie masz
względem nas żadnych podejrzeń, a nawet nas broniłeś, mogę wiedzieć o co
chodzi?
- Wydawałyście
się naprawdę żądne siły. - odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
- Jesteś zbyt
naiwny.
- Co proszę?!
– Oburzył się
- Dobra
wyluzuj, a teraz wypad do swojego pokoju. – powiedziała popychając, chłopaka do
wyjścia. – A i macie nas nie podglądać – dodała zamykając mu drzwi przed nosem.
KOCHAM TWOJEGO BLOGA, NAPRAWDĘ. <333
OdpowiedzUsuńLecę dalej. <3
TAK!
OdpowiedzUsuńTO BOKSERKI DEIDARY, YEAH!
*taniec szczęścia*
*meksykańskia fala*
*skoki przez ognisko*
*okrzyki aborygenów*
AVE DEIDARA \d/
Bóg wysłuchał me modlitwy, yeah!
*Sasori schodzi na minimalnie piąty plan*
Dobra, koniec B|